Tomasz Sianecki-nasz Wielki Moderator

Forum fanów red. Tomasza Sianeckiego

Ogłoszenie

Użytkowniku przeczytaj Regulamin zanim zaczniesz korzystać z forum!!! :-)

#121 2007-11-27 19:14:43

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

...Oderwana od walecznej drużyny Qumcia, niezmiennie wykazując się iście depresyjnym nastrojem, skąpana w deszczu oraz łzach, ślepo, smetnie i bezcelowo przemierzała centrum stolicy. Nadszarpnięty system nerwowy wielce ograniczył jej zdolności percepcyjne, z tego tez względu potrzebowała dłuzszej chwil, aby skojarzyc postać płci meskiej, która to intensywnie wbiła w nią swój wzrok, zza szyby średnio-ekskzuzywnej restauracji. Lico owej postaci urozmaicało charakterystyczne zasinienie wokół lewego, wbitego w nią oka. Nie pozostawiało to  najmniejszych wątpliwości, czyje szlachetne oblicze zza szyby jaśniało...Szacowny pan Miecugow konsumował właśnie mocno spóźniony lunch, zdoławszy wyrwać się na moment natłokowi telewizyjnych obowiązków. Skapana w deszczowym prysznicu Qumcia nie emanowała aktualnie nadmiernym seksapilem oraz nie przypominała bogini wdzięku i urody. Dlatego też chcąc delikatnie podnieść w oczach dyrektora swe notowania , postanowiła zrezygnować z wierzchniej części odzienia, którą stanowił lekko sfatygowany żakiecik od Chanel. Toteż zrzuciła go w rytm tancerek klubu Go Go, ograniczywszy się tym samym do mocno opinającego ciało t-shirtu, uwydatniającego bujność jej kształtów... Skala porażenia Miecugowa musiała być całkiem wysoka, gdyż zastygł znienacka z utkniętą w ustach parówką , tak, że Qumcia stała się naocznym świadkiem widoku jedynego w swoim rodzaju...Pchnięta impulsem wparowała do restauracji -Panie Miecugow! Mogę pomóc, gdyż znam się trochę na parówkach!!!- krzyknęła zafrasowana, oferując swa życzliwą i szczerą pomoc. Miecugow tak się zakrztusił, że potrzebna była interwencja obsługi kelnerskiej. Qumcia nie ustawała w wysiłkach niesienia ratunku, niczym niestrudzona siostra miłosierdzia -Uwaga!!! Ludzie!!! Awaria parówkowa! Stan najwyższej gotowości! Wstrętna porówa zassała otwór pana dyrektora! Czy jest na sali jakiś chirurg od parówek?!  Dziwnym trafem jej dramatyczny apel nie przyniósł pożądanego odzewu. Pan dyrektor wykazawszy się nadnaturalnym samozaparciem, zdołał szczęśliwie wyksztusić z siebie brutalną parówę, która tak niefortunnie zassała mu otwór gębowy. -Ale panu hormony buzują! Musisz pan przejść na wegetarianizm... - Powiedziała z politowaniem Qumcia. Miecugow poczynił wysiłek i po chwili  odzyskał głos -Zaiste... - Orzekł tonem przepełnionym filozoficzną zadumą, kierując wzrok ku niebu (a precyzyjniej ku sufitowi średnio-ekskluzywnej restauracji) - Czcigodna pani wybaczy, polaryzacja poglądów jest niezbędna, jednakowoż konstatację uniemożliwia mi fakt, iż jestem zmuszony w trybie natychmiastowym udać się w pewne newralgiczne miejsce - Oznajmił, po czym jak oparzony pognał do toalety... Uwage Qumci przykuła pozostawiona przez niego na stole komórka. Rozejrzywszy się dookoła sali i upewniwszy, że nie wzbudza niczyjego zainteresowania, gwałtownie dorwała telefon, odszukała pewien interesujący ją numer opatrzony opisem ''Siano'' i będąc szczęśliwą posiadaczką długopisu, przepisała owy numer na jedną z restauracyjnych serwetek. Nastepnie z wypisaną na twarzy dziką satysfakcją opuściła lokal...

Ostatnio edytowany przez ALINA (2007-11-27 20:06:59)

Offline

 

#122 2007-11-29 17:14:31

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

- Auuu!- Wiga  zgięła się w pół, bowiem potężny skurcz wyposzczonych trzewi, szarpnął nią aż do bólu,  a głośne ich burczenie obwieściło jej głód całemu światu. -Niech mnie dunder świśnie, jeśli zaraz nie wrzucę coś na ruszt - to nieeleganckie stwierdzenie wypsnęło jej się pod wpływem chwili. Z niemałym zdumieniem stwierdziły , że przecież cały dzień, nie licząc paru łyków kawy u Aliny i twardych ciasteczek, które przypominały raczej wojskowe suchary, nie miały nic w ustach. A dzień ten właśnie się kończył, bowiem zapadał już wczesny, listopadowy zmierzch... Szukając Qumci, już dawno wydostały się z osiedla i znajdowały się bliżej centrum... Restaurację, w której znajdował się jeszcze Miecugow, pierwsza wypatrzyła Aga...

Pani Hania podniosła garnek i ze zdziwieniem stwierdziła, że na spodzie jest zwęglona warstwa, boki jego też były ubrudzone spaloną zawartością i mocno osmalone. - To nie pani garnek, moja pani- usłyszała od  Nowakowej, która  zjawiła się nagle i jak zwykle miała rację.  Popatrzyła fachowym okiem na pobojowisko, na ślady męskiego obuwia odciśnięte w rozsypanej ziemi, na porozlewane resztki spalonej "zupy", które sięgały sąsiedniego balkonu, a nawet znajdowały się na nim. - Ten "nowy" widocznie chlał w nocy z tym "czarnym", potem w pijanym widzie gotował im zupę, a kiedy posnęli, zupa zalała palnik.  Ocknęli sie nad ranem i ten "nowy", pijanica jeden, spanikowany, złapał garnek i nie wiedzieć czemu przelazł  na pani balkon , tu się wyłożył, wyrżnął w głowę, oblepił  zupą i zrobił ten bałagan. "Czarny" zerwał się za nim i być może to on spowodował wybuch, nie czuł gazu i zapalił papierosa  i może nie był w czerni, tylko tak się osmalił , ale jakimś cudem ewakuował się tą samą drogą. Kolejny cud, że się przedtem nie potruli i nie pospadali przechodząc po tych balkonach, zwłaszcza ten bardziej nachlany. - Pani Nowakowa, niczym  Scherlock Holmes wydedukowała przebieg wydarzeń. - Muszę przyznać, ze całkiem wiarygodnie to  pani przedstawiła- Pani Hania z podziwem spojrzała na Nowakową - Nasze okno balkonowe trochę się nie domyka i wystarczy od strony balkonu mocniej popchnąć, aby się otworzyło. Jednak znów smutek i niepokój ogarnął panią Hanię. - Wie pani, ciągle nie rozumiem tych wcześniejszych wydarzeń. - No mówiłam pani, że pierwsza przyszła ta, co to wszystko ma na swoim miejscu. Potem ta paniusia, już nie taka młoda, ale jeszcze niczego sobie. Potem ta pierwsza wyleciała, jakby ją ktoś gonił, a jakieś, słusznej postawy chłopisko , ani chybi policjant lub bandzior, wtranżolił się do mieszkania. Słychać było strzał, potem przyszła znów ta pierwsza. Potem ją wyprowadzili......potem.... - Nowakowa już z wielkim mozołem próbowała zachować chronologię wydarzeń. Pani Hania, która o strzale słyszała po raz pierwszy, pobladła gwałtownie i oparła się o framugę okna...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2007-11-30 23:08:53)

Offline

 

#123 2007-12-03 17:23:49

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

... -A niech mnie gęś kopnie! -tegoż finezyjnego zwrotu uzyła Aga, aby obwieścić swe zaskoczenie widokiem za szybą restauracji. Miecugow posłuchawszy sugestii Qumci w wielkim skupieniu spozywał aktualnie brukselkę. Dziewczyny nie odmówiły sobie przyjemności przywitania się z szacownym panem. Przepełnione entuzjazmem wparowały do restauracji - Witamy panie Miecugow! Poznaje nas pan?- Z nadzieją w głosie zapytała Krystyna. -Ależ toż to rzecz absolutnie oczywista, iz panie niezmiennie w mej pamięci figurują -Odparł z nutką zaskoczenia w głosie i kontynuował -Złozoność naszego pierwszego spotkania usilnie prowokuje mnie do złożenia oficjalnych enuncjacji, jednakowoż pejoratywne zabarwienie słowa złozoność nie podlega w tym temacie kontestacji. - Wpatrzona w niego Alina, spijała z jego ust każde słowo -O Jezu! Co za facet! Cóż za intelekt, achhh.... -Wymamrotała pod nosem z akcentem podziwu, podchodzącego nawet pod romantyzm...Stojąca tuż obok Wiga z dziwnym wyrazem twarzy przyglądała jej się podejrzanie -Cóż ty tak stękasz jak jakaś kopnieta mimoza ?! Cóż się z tobą kobieto dzieje? -Zapytała retorycznie z ewidentnym wykrzywieniem na twarzy. Miecugow nieprzerwalnie kontynuował -Po trosze nurtuje mnie kwestia znajomej szanownych pań, to znaczy tej niewiasty o wybujałej anatomiczności oraz wysokim stopniu enigmatyczności, gdyż zniknęła z mych oczu bardzo gwałtownie... -Dziewczyny dopiero po chwili przetworzyły treść jego wypowiedzi  -Widział pan Qumcie?!!! -Wrzasnęły chóralnie. -Alez tak, ta eksplozywna pani... Kamica...Tfu!...Gumica przed chwilą tutaj gościła, jednakowoż produktywną konwersację skutecznie uniemożliwiła nam pewna namolna...parówka... -Miecugow tak się zdenerwował przywołujac to traumatyczne zdarzenie z niedalekiej przeszłości, że nie mógł trafić widelcem w brukselkę, po wielu nieudanych próbach udało mu się ją jednak szczęśliwie nakłuć, po czym dodał -Nie podlega watpliwości, iż ta właśnie działajaca z pełną premedytacją wołowina , ponosi odpowiedzialnośc za zerwaną nić porozumienia. -Po chwili konsternacji wybuchła wybuchowa Aga -Wołowina ?!!! Jak pan śmiesz tak określać kobietę! Cóż za ordynarny prosiak! -Wypaliła. -Ależ ja...ja...ja... - Miecugow podjał próbę udzielenia wyjaśnień, pragnąc rozstrzygnąć to tragiczne nieporozumienie, jednakże został totalnie zdominowany przez wrzaskliwą, nieokrzesaną Agę, która to bedąc zasłużoną działaczką Federacji na rzecz równego statusu kobiet i męzczyzn, tak nieopatrznie odczytawszy sens jego wypowiedzi, została trafiona w najczulszy punkt. Skrywana w zakamarkach jej wnętrza awersja do rodu męskiego jako takiego, w połaczeniu z prowokacyjną wypowiedzią jednego z przedstawicieli tegoz rodu, obudziła w niej bestię -Faceci i te ich świńsko-szowinistyczne frazesy! Wszyscy jesteście tacy sami! A fuj panie Miecugow, wstydź się pan! -Grzmiała poirytowana -Zbity z pantałyku Miecugow, zamilkł, pobladł, odwrócił głowę i cięzko się obraził, tak, że nawet usilne próby mediacji podejmowane przez przejetą Alinę na nic sie nie zdały. Wszystkie najserdeczniej jak tylko potrafiły przeprosiły go w imieniu zawziętej Agi, po czym siłą wyprowadziły ją z lokalu. -Ty stuknięta fruzio! Cóż ty najlepszego wyprawiasz feministko bezrozumna! Taka ważna persona, a ty nam cały wizerunek rujnujesz! -Krzyczała zdruzgotana Alina. W roli rozjemcy wystąpiła Krystyna -Zamknąć papy i w drogę! Musimy jak najszybciej odszukać naszą zabłakaną owieczkę. -Obrażona Aga stawiała poczatkowo pewien opór, uległa jednak zbiorowej presji i ruszyła wraz z całą drużyną....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2007-12-03 18:38:33)

Offline

 

#124 2007-12-04 15:49:30

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

...Wiga wlokła się z tyłu ze spuszczoną głową... -"Co to za jędze bezlitosne, feministki- uzurpatorki, wielbicielki męskiego, wątpliwego intelektu, kłótliwe wiedźmy".... Widze zaczynało brakować epitetów, które kłębiły się w jej głowie, jak w gnieździe jadowitych żmij... -" Jak mogą być takie bezduszne". Wspomnienie brukselki na talerzu Miecugowa spowodowało gwałtowny napływ śliny do ust i jeszcze większą wściekłość na koleżanki.- "Jeśli nie zatrzymamy się w jakimś barze, to może zemdleję uroczo na chodniku i wtedy się opamiętają"... O dziwo,  ta myśl o rychłej zemście na dziewczynach, jakby dodała jej sił. Coraz żwawiej podążała za malowniczą gromadką, licząc w myślach kilometry, które dzisiaj zrobiły...

Józio, który został przemaglowany i wyciśnięty jak miękka cytryna przez reporterską hordę, patrzył bezradnie, jak zwijają swój sprzęt i zbierają się do odejścia.Nie rozumiał zupełnie ich pytań, ani nawet swoich odpowiedzi, oraz tego, dlaczego znajduje się właśnie w tym miejscu, z bolącym, rozbitym łbem i kacem, który teraz obudził w nim potężne pragnienie. Oblizał spierzchnięte usta i spojrzał z nadzieją na ostatniego reportera, który jeszcze pozostał. Operatorowi telewizji Trwam nie wypadało zostawić bliźniego w potrzebie i nie wyciągnąć do niego pomocnej dłoni... Próbując wzbudzić w sobie odrobinę współczucia, zapytał: - Gdzież to mieszkasz nieszczęsny człowieku? Widząc jednak ogromne zdumienie na poczciwej twarzy Józia, dodał- No, podaj mi adres, żebym wiedział, gdzie mam ciebie zaprowadzić . Józiowi w tym momencie puściły blokady w nieszczęsnej łepetynie, spowodowane wypitym alkoholem oraz uderzeniem w głowę i doznał olśnienia.Zaczął całkiem wyraźnie przypominać sobie wydarzenia wieczoru, a nawet nocy...Podał bezbłędnie adres nowego mieszkania, a reporter krzyknął zdziwiony - To przecież tam był wybuch gazu!  Tutaj niedaleko! - to mówiąc, pokazał ręką przed siebie...  Józio, któremu sprawność intelektu wracała w imponującym tempie, spojrzał na niego z przerażeniem- Aa aa a co z Piotrusiem? Tamten rzucił pytające spojrzenie. - Byliśmy z Piotrusiem razem cały wieczór, piliśmy za nowe mieszkanie, wspólne życie i naszą miłość... - przejęty Józio próbował wytłumaczyć swój lęk. Reporter Trwam spojrzał na niego, jak na ohydnego krokodyla i przeżegnawszy się trzykrotnie, pomimo spoczywającej na nim odpowiedzialności za bliźniego, oddalił się w takim tempie, jakby gonił go wściekły pies... Józio, zaniepokojony, podążył teraz truchtem, w kierunku wskazanym przez reportera, a strach o ukochanego wzrastał... Poczciwy Józio, kochliwy był bardzo, kiedy się zadurzył, to na zabój. Przygarniał swoich partnerów, przeważnie bez mieszkania, do swego domu. Karmił, poił, opierał, wykonywał wszystkie domowe prace, słynął nawet z zabójczych wypieków, jego rozmaite ciasta, to poematy. Niestety,  większość wykorzystywała jego dobroć i kiedy stawał im się zbędny, porzucała go bezlitośnie. Józio szalał, pił, a po jakimś czasie zakochiwał się na nowo. Piotruś, zwany "Czarnym", był jego nową miłością, po tym jak porzucił go poprzedni partner,Zygmunt, wyjechawszy ponoć do Brazylii.Józio, początkowo chciał podążyć za nim, jednak spotkał "Czarnego Piotrusia" i zupełnie zwariował na jego punkcie. Po tamtym została mu tylko figurka " upadłego anioła", którą, pod wpływem myśli o wyjeździe, dał na przechowanie Qumci. Zajęty nową miłością, zapomniał o niej zupełnie... Wytężając pamięć, analizował wczorajsze wydarzenia... Wszystko wyglądało pięknie, aż do momentu, kiedy to niespodziewanie przyszli  goście, jak się okazało, znajomi Piotrusia. Dwóch potężnie zbudowanych chłopów, ubranych w jakieś uniformy, które przypominały mundury. Nawet ich samochód był, opatrzony jakimiś napisami, podobny do policyjnego radiowozu.Józio widział, bo wyglądał na parking, żeby sprawdzić, czy jego auto stoi na miejscu... Dużo pili i jedli,Józio też, pamięta, że zażyczyli sobie jakieś meksykańskie danie. Zachowywali się jednak podejrzanie,dyskretnie sprawdzali mieszkanie, jeden nawet przekazał mu pozdrowienia od Zygmunta...Józio, ostatnie co zapamiętał, to scenę, jak omawiali coś szeptem, spoglądając w jego kierunku złowieszczo, kiedy on stał nad garnkiem...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2007-12-09 20:42:17)

Offline

 

#125 2007-12-05 17:33:22

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

...Drastycznie skręcone kiszki wyginały Wigę we wszystkie możliwe strony, a ustawicznie i bezskutecznie
powstrzymywany ślinotok płynął już jak Niagara pionowym strumieniem. Wycieńczenie oraz odpływ wszelakich sił zmusił dziewczyny do skorzystania z jednej z parkowych ławeczek. Spoczęły jak na komendę, przypominając sflaczałe dętki. Wtem dała o sobie znać nadnaturalna spostrzegawczość Krystyny, która to przyuważyła, że do otworu gębowego Aliny w równomiernym odstępie czasu wślizguje się coś kształtu owalnego, po czym następuje bardzo dyskretne przeżuwanie niezidetyfikowanej substancji. -Co tam pakujesz do jamy? -Zapytała, niemal przeszywajac ją sokolim wzrokiem, z wiadomą sobie podejrzliwością, będącą najpewniej wynikiem skrzywienia zawodowego. Nie czekając na odpowiedź bezpardonowo wpakowała rękę do jej torebki, po czym zaczęła triumfalnie wymachiwać zdobyczą, którą była paczka orzeszków ziemnych, demaskując tym samym nieuczciwą skrytożerczość Aliny. Jednak prawdziwy skandal wybuchnął wówczas, kiedy z tej torebki wypadła niefortunnie kanapka z salcesonem, która to całkowicie obnażyła nieczystość jej intencji. Wzburzone dziewczyny naskoczyły na nią bezlitośnie -Konfidentka żarłoczna! -prychnęła napuszona Krystyna. Natomiast Wiga korzystając ze sposobności, jak hiena rzuciła się gwałtownie na kanapkę.
Rozjuszone do granic możliwości nie dostrzegły nawet, że na pobliskiej ławeczce spoczywa brakująca cząstka ich drużyny...
Qumcia pochłonieta swymi czynnościami, również nie zwróciła nawet uwagi na świrujące nie opodal koleżanki.
Trzymała w dłoniach swe podręczne lustereczko, o wymiarach 20 na 20 i poprawiając make-up przygotowywała się tym samym do rozmowy telefonicznej z redaktorem Sianeckim...Ukończywszy pacykowanie wyjęła z torebki karteczkę, na której starannie opracowała sobie wcześniej treśc gadki jaką wygłosi do Tomasza. Brzmiała ona nastepująco:
''Jest pan bardzo sympatyczny, z tego względu chciałam pana prosic o jedno nieformalne spotkanie, gdyz muszę koniecznie z panem porozmawiać. Skusi się pan na małą kolacje? ''...
Qumcia wzięła głęboki oddech, wbiła w komórke stosowny numer, zdązyła raz jeszcze przejrzeć się w lustrze i po chwili usłyszała stonowane: -Hallo... Stres który ją w tym momencie owładnął rzucił sie jej na wzrok, a był tak potęzny, że spowodował zlewanie się wszystkich liter. Nie poddając się jednak, dzielnie zawalczyła o otczytanie treści kartki -Jest pan, proszę pana bardzo e-e-erotyczny i z tego względu chciałam pana, prosze pana prosić o jedno nienormalne spotkanie, gdyż, iż koniecznie muszę z panem porozrabiać. Skusi się pan na moją owulacje?...... Po drugiej stronie zapadło głębokie milczenie, a nastepnie charakterystyczny ciągły sygnał...Zbita z tropu Qumcia zaczęła intensywnie analizować, czy aby wszystko poprawnie odczytała i czy czasem nie palnęła czegoś niestosownego... Nasilający się stres wywołał dodatkowo skurcz kilku mięśni...

Zdenerwowana Qumcia odczuła nagłą potrzebę przejrzenia się w swym lustereczku i z przerażeniem dostrzegła, że zapomniała o kresca wokół lewego oka... -Matko Święta!!! Jak ja mogłam z nim rozmawiac mając gołe oko?! -spanikowana stękała z wyrzutem... Tymczasem  dumna z siebie Aga, która to wywalczyła największą ilość orzeszków ziemnych, jak i znaczną część kanapki z salcesonem (niegroźnie kontuzjując przy tym Wige), bezwiednie rozejrzywszy się dookoła parku, skupiła wzrok na siedzącej nie opodal postaci, z twarzą zasłoniętą jakimś przedmiotem -Do stu piorunów!!! Czy to nie kadłub naszej....Qumci?! - nie sposób było tych kształtów nie rozpoznać....Zafrasowane ruszyły w jej kierunku. Po chwili zza przedmiotu wyłoniła się twarzyczka Qumci (już w kompletnym makijażu). Życzliwością oraz serdecznością nie było końca -Ty nieprzewidywalna gadzino!!! -jako pierwsza radość na jej widok wyraziła Aga. Duszę Krystyny także przepełniało niezmierne szczęście -Jak mogłaś od nas uciec nadęta, niesubordynowana  pućko! - Qumcia wyszczerzyła uzebienie i przemówiła - Ależ jesteście masakrycznie spięte. Nie peniajcie. Wyluzujcie drewniane lale. Spoksik... -skrajnie osłabiona Aga z trunem powstrzymała się przed zaduszeniem jej gołymi rękoma. Przed tym desperackim aktem terroru powstrzymała ją wielce oryginalna scena, która rozegrała się w pobliżu....
Otóż po przeciwległej prostej, jak porażona gnała przed siebie postac płci niewątpliwie meskiej, a z odpowiedniej odległości dało się dostrzec, iż niewatpliwie była to dostojna postać... czcigodnego dyrektora Miecugowa... Na pewnym etapie trasy poziom prędkości uległ gwałtownemu załamaniu, po czym nastąpiło nacechowane niemałą agresywnością ostateczne wyhamowanie, w wyniku którego musiały zapewne ucierpieć podeszwy ekscentrycznych butów... Dykektor oparłwszy się o jedno z drzew, bezustannie łypał nerwowo na zegarek. Upłyneło kilka minut, kiedy na horyzoncie pojawiło się to czego wyczekiwał,a precyzyjniej słusznej postury osobnik (płec niewatpliwie męska). Miecugow zareagował na niego duzym pobudzeniem emocjonalnym, objawiającym się intensywnymi wymachami kończyn górnych. Z perspektywy punktu obserwacyjnego dziewczyn dało się przyuwazyć, iż enigmatyczny osobnik zblizywszy się do Miecugowa, wprawnym ruchem wetknął do jego niespokojnej dłoni obfitą kopertę.... Po chwili ów osobnik za sprawą podmuchu wiatru pozbył się swego kapelusza, a wraz z nim swej enigmatyczności....W tym oto miejscu dziewczyny zostały olśnione blaskiem opływowych kształtów, niezmąconej owłosieniem glacy samego...Marka Przybylika!
Miecugowowi puściły nerwy -Przeto miałes zachowac kamuflaż !!! Dlaczegoż nas dekonspirujesz?!!! Onegdaj byłeś rozsądniejszy Marku, twe imbecylstwo zasiało we mnie ziarno niepokoju! - krzyczał z wyrzutem.  -Zamilcz pomiocie !!! Poczyń staranie koordynacji swej pląsawicy. Twa kakofonia rujnuje naszą misternie skrojoną akcje, zadadto prężysz swe głosowe struny! Dostrzegam między nami zarys dysonansu! -ryknął swym barytonem Przybylik.  -Dlaczegoż tak oszczednie gospodarujesz rozumem?! Powodujesz deprecjację mych zasług oraz infiltrujesz czynnik destrukcyjny! Dleczegoż to?! - zapytał sarkastycznie dyrektor. - Jakoż takoż -fuknął Przybylik, po czym w stanie nadąsania rozproszyli się każdy w inną stronę....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-03-14 19:30:59)

Offline

 

#126 2008-01-14 20:50:19

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Qumcia, której z powodu zapadającego zmierzchu i słabego światła pobliskiej latarni, nie udało się skutecznie poprawić rysunku oczu (jedno wyglądało jakby lekko przymknięte,  drugie natomiast było wyraziście i krzywo obrysowane), wyglądała teraz jak pewna, była już pani minister, słusznie minionego rządu. Nieświadoma swego komicznego wyglądu, natychmiast wydała rozkaz - Rozdzielić się na dwie grupy! Jedna za Miecugowem, druga za Przybylikiem. Po tak lakonicznej komendzie, nie oglądając się za siebie, ani nie precyzując szczegółów, ruszyła za Miecugowem... Nieeee!... - Wiga jęknęła przejmująco i przezornie pożarła ostatniego orzeszka, którego wcześniej zdołała wyrwać Adze...

Józio, mocno zasapany ,przystanął, aby nieco wytchnąć i przemyśleć ostatnie, zapamiętane wydarzenie feralnej nocy... Jednego był pewien, ilość alkoholu, który wtedy wypili, nie powinna mu tak zaszkodzić, słynął bowiem z tęgiej głowy. Znajomi Piotrusia mieli wobec niego jakieś niecne plany.Te spojrzenia, szepty, napięcie i dystans jaki wytworzyli, sprawiły, że czuł się nieswojo i był wobec nich bardzo powściągliwy.Wyczuł, ze przyszli w jakichś określonych zamiarach i nie były one dobre. Tak, teraz już to wiedział. Pewnie wsypali mu coś do wódki, kiedy pilnował kuchni, bo to ostatnie, co pamięta. Czego chcieli? Jedyne co przyszło mu na myśl, to to, że musieli mieć powiązania z Zygmuntem...Ale co Józia mogło jeszcze łączyć z tamtym?... Czyżby to była ta szkaradna, gipsowa figurka, którą nieopatrznie zostawił na przechowanie Qumci? O rany! Przecież nawet Piotruś pytał kiedyś o nią... Skąd wiedział? To było przedtem, zanim wspólnie zamieszkali... Józio stał tak chwilę zadumany, a jego pełne , acz nie pozbawione urody oblicze, odzyskiwało normalny wygląd.
Nowakowa, która złożywszy Pani Hani wyczerpujące sprawozdanie i ochłonąwszy nieco, wybrała się do sklepiku na spóźnione zakupy, spojrzała na Józia i stanęła jak wryta...Niebieski napis "U Gieni", neon, reklamujący sklepik, oświetlał ciemne włosy Józia i o dziwo, dodawał mu nawet uroku. Wyglądał teraz jak nobliwy, co prawda ze sporą nadwagą, ale przystojny pan, który przystanął na krótki odpoczynek, aby za chwilę kontynuować wieczorny spacer... Nowakowa aż westchnęła, bo Józio w tym oświetleniu sprawił na niej piorunujące wrażenie, poprawiła niemodny, pamiętający"wczesnego Gierka" kapelusik i zagaiła...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-01-14 23:20:54)

Offline

 

#127 2008-01-19 21:23:19

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

-Och, cóż za piekny wieczór, czyż nie?... -Hę? -oddany procesom myślowym Józio, nie dosłyszał treści jej przekazu werbalnego. -Cóż za piękny wieczór, czyż nie?-powtórzyła z tą samą ekspresją. -Pieruńsko zimno jest... -przedstawił swój poglad Józio. Zapowiadajacą się wysoce osobliwie konwersację, brutalnie przerwał natarczywy dźwięk komórki. Właściciel telefonu przeprosił subtelnie swą interlokutorke -No muszem to cholerstwo odebrać no. Sory... Po czym popadł w stan bliski euforycznemu -Piotruś!!! Kochanie!!! -Nowakowej wyleciała z ręki torba z zakupami... -Nooo! Już żem siem wystrachał! Najdroższy, muszem ci powiedzieć, że tak se szłEM szłEM, aż doszłEM do wniosku, żeśmy siem w coś brzydkiego wpaprali. Źli ludzie chcOM nas wpuścić w jakiś kanał. Cuchnie mi to na odległość...  Nowakowa, która wiele w życiu widziała, a jeszcze więcej słyszała, została wprawiona w stan wysokiej konsternacji. Na jej twarzy malowało się jednocześnie zdumienie, niepewnośc i fascynacja. Jej pojemny procesor kodował zachłannie, każde zasłyszane słowo....


Dziewczyny nie wykazały cienia entuzjazmu, ani tym bardziej inicjatywy, aby wypełnić rozkaz Qumci. Tym razem za dobro najwyższe uznały własne bezpieczeństwo, czego konsekwencją było obranie postawy biernych obserwatorów zaistniałych zdarzeń. Ich- maksymalnie wybauszone gałki oczne, podążały zachłannie, za nad wyraz dziko gnającą Qumcią. Widowiskowe popisy sprawnościowe ograniczała jej wąska spódniczka, wystepująca w zestawieniu z pokaźnymi obcasami, jak i nierówną nawierzchnią. Wszystkie te czynniki upodobniły Qumcie do... wściekle pedzącej kaczki (nie uwłaczając...). Mimo tak wielu niedogodności, radziła sobie nader imponująco...aż do chwili.....Pech chciał, że niefortunnie zaczepiła o coś obcasem. Ten sam pech spowodował niebezpieczny przechył korpusu do przodu........ W locie, zdążyła jeszcze wymamrotać kilka niecenzuralnych słów i zgodnie z nieubłaganymi prawami natury....runęła jak długa.....(!)  Charczała z furią, wydając z siebie rozpaczliwe ryki, tak, że jej produkcje akustyczne szybko dobiegły do znajdującego się w znikomej odległości Miecugowa... -Na Miłosierdzie Pańskie!!! -jęknął Dyrektor, ujrzywszy uwaloną jak kłoda niewiaste i jak szalony popędził na ratunek...
Dziewczyny natomiast (w ramach bezpieczeństwa), niezmiennie zachowywały dystans. -Będzie kwas... -oznajmiła z rezygnacją Krystyna. Koleżanki pokiwały tylko twierdząco głowami...
Dyrektor zauważywszy z kim ponownie ma przyjemność, wydał z siebie coś w rodzaju chrząknięcia, a następnie podjął się sklejenia wypowiedzi -Jakiż to destrukcyjny czynnik destabilizujący, spowodował tę niezamierzoną zmianę pozycji z pionowej w poziomą?... -Przestań Pan pierniczyć! Natychmiast podnoś mnie Pan z tej cholernie zapiaszczonej gleby! -rykneła z naganą Qumcia. Zalękniony Dyrektor mechanicznie wypełnił jej żądanie.
Teraz, po zmianie położenia, światło latarni padało na jej twarz, bezlitośnie uwydatniając nieszczęśliwy kontur oczu...
-Odczuwam relatywny dyskomfort. Wszak, ze wszech miar skrzy pani w mą stronę, nader krzywym, złym okiem. Toż to ze wszech miar symptomatyczne... -oznajmił złamanym głosem Dyrektor, posyłając Qumci wylękłe spojrzenie... Po chwili zadumy, zerknął odruchowo na zegarek, który to wskazywał nieubłaganie, porę emisji pewnego wieczornego programu, z jego spodziewanym udziałem... -Kacze pióro ! -zawył, obwieszczając tym samym swe nieszczęście i ograniczywszy się do tej lapidarnej, acz sugestywnej zbitki słownej, począł gnać, z wiadomą sobie dynamiką. Tuż po wystartowaniu, zgubił obfitą kopertę, złożoną na jego ręce przez Przybylika.....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-01-19 21:27:28)

Offline

 

#128 2008-01-21 18:10:31

Qumcia

Site Admin

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Mam nadzieję, że wszystko tu w porządku...
Ja nie mam siły czytac regularnie.
Pozdrawiam Was serdecznie i pilnujcie porządku !

Offline

 

#129 2008-01-22 19:49:55

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Tak jest! Porządek zachowamy! My Ciebie też serdecznie pozdrawiamy, a właściwie "Was".Trzymajcie się cieplutko.

Qumcia błyskawicznie podniosła kopertę i równie szybko wpakowała ją do przepastnej torebki, także marki Chanel. Krystyna, której sokoli wzrok wypatrzył ten podejrzany manewr, trąciła łokciem Alinę- Oooo! Nieładnie! Co nasza "gwiazda" chowa przed nami? Czyż to nie jest zguba Miecugowa? Zaraz nam to wyjaśni!...Kilkoma susami dopadła Qumcię...

Nowakowa dosłownie spijała słowa z ust Józia-"Z kim on gada? Czyżby z tym "Czarnym"? Może to jego synek, bo do kogóż zwracałby się w ten sposób?"- Te i inne myśli kłębiły się w jej rozgorączkowanej głowie. Z niemałym zdumieniem stwierdziła, że dzieją się z nią różne dziwne rzeczy. Głos Józia, przypominający zupełnie barwą znanego lektora, potęgował jeszcze ten niesamowity stan, który ją ogarnął...Na jej chude, zapadnięte policzki wystąpiły krwiste rumieńce, w tym oświetleniu wyglądające nad wyraz groteskowo, a całe ciało spowiła jakaś  niemoc, nastąpiło drżenie wszystkich mięśni i członków, tak,że musiała oprzeć się o ramię Józia...Tenże zakończył szybko rozmowę, widząc,że trzeba udzielić pomocy omdlałej niewieście. Przytrzymał ją mocnym, męskim ramieniem i zapytał się  grzecznie -W czym mogę pomóc szanownej pani? Nowakowa łapała powietrze jak ryba wyrzucona z wody -Aaaa... Yyyy...Eeee... Azaliż to w pańskim mieszkaniu nastąpił ten straszny wybuch - zdołała wreszcie odzyskać mowę. - Bo ja jestem z tego samego bloku, Celina Nowak się nazywam. - To mówiąc, próbowała wykonać pokraczny dyg , zapominając zupełnie o swojej niemocy. Tylko refleksowi Józia zawdzięczała to, że nie runęła przy tym na ziemię. - Józef Chudy, dla przyjaciół ,  Józio - szarmancko cmoknął ja w rękę- Widzę, że szanowna pani może udzielić mi potrzebnych informacji, nieprawdaż?  Nowakowa , wściekła na samą siebie, bo podobnie jak teraz, czuła się będąc jeszcze nastolatką, kiedy to kochała się bez pamięci w pewnym marynarzu, który odszedł był, a właściwie odpłynął w siną dal i skutecznie zniechęcił ją do rodzaju męskiego ( z nieboszczykiem mężem łączyło ją tylko wspólne mieszkanie), próbowała opanować się i udzielić sensownej odpowiedzi, nie zdradzając przy tym, jakie emocje nią targają i jak bardzo spodobał jej się ten przystojny mężczyzna...Powstrzymując szczękościsk i trzymając się jego ramienia z całej siły, urywanymi zdaniami zdała mu relację z całego wydarzenia, opisując nawet to, co wydedukowała po śladach na balkonie pani Hani... Józio jeszcze bardziej utwierdził się w tym, że znajomi Piotrusia czegoś szukali...Nowakowa powoli odzyskiwała rezon, spojrzała maślanymi oczami na Józia i spytała - A gdzie pan, panie Józiu będzie nocować? Pańskie mieszkanie opieczętowane, szyby w kuchni wybite, musi się pan skontaktować z policją, ale to dopiero jutro, bo dzisiaj już jest późno na takie sprawy. - W jej głowie powstał iście szalony plan. - A może pan zanocuje u mnie? Mieszkam sama, niekrępująco, prześpi się pan w osobnym pokoju. -Nowakowej wydawało się, że to inna osoba, a nie ona sama proponuje nocleg nieznajomemu, bądź co bądź, mężczyźnie... Józio zaaferowany i bijący się z myślami, nad wyraz chętnie przystał na propozycję kobieciny, odbierając ją jako wyraz współczucia starszej pani dla jego aktualnego położenia. - Chętnie skorzystam z pani gościnności. -Jeszcze raz ucałował jej kościstą  dłoń, a Nowakową przeszedł słodki dreszcz...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-01-22 22:00:00)

Offline

 

#130 2008-01-24 12:36:55

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Statecznie kroczyła u boku Józia, zmierzając w uzgodnionym kierunku, usilnie opanowując, niezmiennie wysokie podniecenie. Jej oko zawisło na jego mięsistym, krogulczym nosie... Nie mogła wprost uwierzyć, uprzytomniawszy sobie, że męzczyznę którego niegdyś nieszczęśliwie miłowała, odznaczał bliźniaczo podobny, rasowy profil...
Półprzytomnie wsłuchana w łagodny tembr jego głosu, z ekscytacją delektowała się formą jego wypowiedzi, mniej bacząc na treść-nacechowaną drobnymi defektami językowymi. Józef Chudy bowiem, mimo usilnych starań, nie zddołał wyzbyc się pewnych gwarowych naleciałości, a jego konstrukcje składniowe odbiegały niekiedy od powszechnie przyjętej gramatyki.  - Co tyż te masywne kreatury ode mnie chcieli...? -rezważał z przygnębieniem.
Podekscytowana Nowakowa, niemal przeoczyła, że dobili właśnie do wyznaczonego celu. Nerwowo grzebiąc w torbie, poszukiwała kluczy, bezustannie posyłając Józefowi zalotne spojrzenia.....


Co też przed momentem władowałaś do torby? - spytała surowo Krystyna. -Nic! - z całą stanowczością zaprzeczyła Qumcia.  -Konfabulantka! -zaopiniowała Krystyna i podjęła próbę przejęcia jej torebki.  -Zabieraj precz swe rozcapierzone paluszyska, drapiezna jastrzębico!!!- śmiertelnie oburzyła się Qumcia. Jednak przytłoczona sytuacją, po krótkiej chwili ostatecznie wymiękła -Noo...zasadniczo....too....coś znalazłam... Dziewczyny patrzyły na nia pytająco. Qumcia dokonała prezentacji znaleziska, a wszystkie z szalonym zainteresowaniem się temuż przyjrzały.
Krystynie momentalnie włączył się instynkt śledczy -Hm...takich samych rozmiarów kopertę przekazał Miecugowowi Przybylik. Zgubił ją... a ty ją lisico znalazłaś...! -wydedukowała lotem błyskawicy -Szkopuł w tym, że próbowałaś ją przed nami ukryć. Po jakiego diabła?! - warknęła z ogromną nieufnościa w głosie. -Jaa....tego...no....yyyy...eeee...zasadniczo....nie wiem -odparła skruszona Qumcia.
Krystyna znacząco postukała sie palcen wskazującym w czoło... I kontynuowała - Logicznie wnoskując należy mniemać, że kryje ona coś poufnego... - No! Zważywszy, że Miecugow ględził coś, a właściwie wrzeszczał jak opętany o dekonspiracji... -ożywiła się Wiga. -Dlaczego tak bardzo zależało mu na kamuflażu...? -dorzuciła skrajnie zaintygowana Alina.
Zachłannie wpatrzone w znalezisko, snuły domysły......

Offline

 

#131 2008-01-26 20:11:29

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Pewnie jeszcze długo zastanawiałyby się co zrobić z tym fantem, (żadnej z nadmiaru emocji i męczącego dnia nie przyszło do głowy, aby po prostu otworzyć tajemniczą kopertę) gdyby tym razem niezwykłą przytomnością nie wykazała się Saska - Róbcie sobie co chcecie, a ja spadam. Kamilencja pewnie już dawno w ciepłym łóżeczku, ( tu spojrzała wymownie na Qumcię, którą na to wspomnienie opanowała wściekła czkawka) ja konam z głodu i ze zmęczenia i nie widzę powodu, abym  przedłużała sobie te męki. To mówiąc, jeszcze  wymowniej popatrzyła na Wigę. -Stanowczo Cię popieram, całą sprawą możemy zająć się jutro , niech Qumcia zabiera kopertę ze sobą, a my ustalmy o której spotkamy się następnego dnia - zarządziła. Wyjątkowo wszystkie przystały na tę propozycję, trochę tylko zagotowało się przy ustalaniu godziny spotkania...

Pani Hania niecierpliwie spoglądała na zegarek...Uspokajała w duchu samą siebie, że przecież Alina cała i zdrowa wraz z koleżankami opuściła mieszkanie( a tu pani Celinie mogła zaufać)... Nie dzwoni, bo przecież nie wie, że wróciła wcześniej do domu... Pewnie zjawi się za chwilę i razem pośmieją się z jej obaw.... Westchnęła, pokręciła się po kuchni i zajrzała do kosza, który był pełny, a główną jego treść stanowiły skorupy potłuczonej figurki... Zawiązała brzegi worka, delikatnie, aby ostre brzegi skorup nie uszkodziły folii, narzuciła sweter i otworzyła drzwi wyjściowe. Nie zdążyła jeszcze ich zatrzasnąć, kiedy spojrzała przed siebie, a  pieczołowicie zawiązany worek wysunął jej się z rak, upadł na twardą posadzkę,  rozerwał się w kilku miejscach, a kawałki gipsu rozsypały się po betonie, krusząc się jeszcze bardziej, aż jeden z nich zatrzymał się u nóg oniemiałej Nowakowej, która przy pomocy Józia szarpała się z opornym zamkiem do drzwi swego mieszkania...Ten niezwykły widok zamienił panią Hanię w słup soli...Mężczyzna u boku Nowakowej!.... Pani Hania nie znała nawet jej nieboszczyka męża, bo kiedy tu zamieszkała, Nowakowa była już dawno wdową... Pani Celina, tym razem trupio blada, (zawsze głosiła, że żadnych mężczyzn nie potrzebuje, bo doskonale sama potrafi sobie w życiu radzić) próbowała poczynić starania wytłumaczenia zaistniałej sytuacji...Jąkając się nadzwyczajnie, z pomocą Józia, próbowała  jakoś wytłumaczyć samą siebie...Pani Hania dopiero z opowieści Józia, który całując raz po raz Nowakową po rękach, ( czym jeszcze bardziej ogłupił nieszczęsną kobiecinę, ponownie całą w pąsach) zdołała jakoś pojąć sens tej  historii... Zrozumiała też, że jest on jednym z" bohaterów"poprzednich, niezwykłych wydarzeń... Patrzyła tępym wzrokiem na kawałek gipsu, znajdujący się u stóp Nowakowej, którego brzeg nie wiedzieć czemu, lśnił w świetle słabej żarówki, niczym prawdziwy diament... Z niezwykłego, jak dla niej, osłupienia, wyrwał ją tupot nóg po schodach... Znała te kroki i szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz, bowiem  tak tylko  wbiegała jej Alinka, która rzeczywiście zjawiła się po chwili na szczycie schodów....

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-01-26 21:02:14)

Offline

 

#132 2008-01-28 17:26:05

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

...I zdębiała... Upuszczając przy tym kopertę, którą po istnym konflikcie zbrojnym, zdołała wydrzec z rąk Qumci (bowiem, z zupełnie niezrozumiałych względów wolała przechować ją do rana u siebie). Po chwili  rozległ się niewyobrazalny rumor, cos na kształt tupotu stada podkutych antylop, a wszystko to wzbogacone o przeraźliwy, damski pisk... Na szczyt wgramoliła się napęczniała furią Qumcia, nie darując Alinie bezwzględnego przejęcia jej łupu. Nie mogąc pozwolić sobie na utrate nadzoru nad ów zdobyczą, musiała koniecznie u Aliny przenocować... W tym oto celu wlokła za sobą z mozołem, dwie, ogromniaste, wypełnione po brzegi torby turystyczne (przecież jutro będzie musiała w cos się ubrać). Po niej na szczycie objawiła się Wiga, poniekąd zmuszona do pełnienia tej nocy, odpowiedzialnej funkcji stróża prawa i porządku....
Pani Hania wydała z siebie okrzyk radości i padła w ramiona swej zdębiałej córki. Józio natomiast, porzuciwszy żylastą dłoń Celiny, na widok Qumci zawył z zachwytu -Mordo ty moja! - i rzucił się w jej objęcia. A właściwie rzucił się na nią...
Józio słynął ze swej wylewności w okazywaniu wszelakich uczuć, przy czym w tym przypadku, siermięznym usciskiem, jak i zwalistym, falującym bebeciem przywarł aktualny obiekt swych uczuć do ściany, chwilowo pozbawiając Qumcie powietrza... Kiedy z trudem zdołała wreszcie wydostać głowe, spod tych masywnych, męskich ramion i zaczerpnąć nieco tlenu, jakos dziwnie nie podzieliła jego entuzjazmu -A fe! Ogranicz swą lepliwość durna pało! Trzymaj swe nieogolone, spocone pachy z dala od moich nozdrzy! Ordynusie jeden! - wycharczała ostatkiem sił.
Wiga podparła się o ścianę -Istny obłęd! Najjaśniejszy Panie, czy zaznam jeszcze w zyciu swym spokoju...? -zapytała z rozgoryczeniem, kierując wzrok ku górze. Po chwili opuściwszy z rezygnacją głowę, spostrzegła całkiem znajomo wyglądający kawałek gipsu, z bijącymi niespotykanym blaskiem elementami. W całym tym ferworze potrzebowała dłuzszej chwili, aby uprzytomnic sobie na co patrzy... Wstrząśnięta, jak lwica rzuciła się na rozsypane skorupy, zderzając się czołowo z Nowakową....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-01-28 20:35:17)

Offline

 

#133 2008-01-28 19:32:04

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

która dopiero w tej chwili spostrzegła dziwne lśnienie gipsu i natychmiast, jak rasowy detektyw, zamierzała to sprawdzić. Po chwilowym otumanieniu, spowodowanym wrażeniem, jaki wywarł na niej Józio , jej umysł zaczął pracować na pełnych obrotach, a zderzenie jej głowy z głową Wigi, poza potężnym guzem, przyniosło jeszcze większą jasność umysłu... Wiga rozcierała obolałe czoło, z którego ciekła cieniutka strużka krwi, brudząc sobie rękę, a następnie całą twarz i spoglądała zdumiona na Nowakową, która już zdążyła wydłubać swoimi krogulczymi palcami diament z gipsu i podtykając go pod swoje , okolone krzaczastymi brwiami , czarne, pałające oczy, badała jego wielkość i kształt, wydając przy tym pomruki zachwytu.... Wszyscy patrzyli zdumieni, chwilowo zapanowała cisza... - Niezły okaz - przerwała ją pani Celina - Wiem co mówię, bo mój nieboszczyk mąż był jubilerem...Pani Hania po raz kolejny stwierdziła, że wcale  nie zna swojej sąsiadki ...

Kamilencja nie mogła zasnąć, wierciła się, wzdychała i rozpamiętywała miniony dzień. -"Dobrze, że jutro sobota"- pomyślała i zwlokła się z łóżka, bo dalszy w nim pobyt wydał jej się bezzasadny. Nie mogła pozbyć się żalu do koleżanek, a zwłaszcza żalu do Qumci, która tak ją dzisiaj źle potraktowała...Spojrzała na zegarek i uznała, że nie jest jeszcze zbyt późno, aby do niej zadzwonić i porozmawiać... Zaczęła szukać telefonu, wysypała zawartość torebki, ale nigdzie nie mogła go znaleźć...Po dłuższej chwili przypomniała sobie, że pożyczyła go panu Tomaszowi, po tym, jak Qumcia roztrzaskała jego własny, a on musiał pilnie dzwonić do domu...Oboje zapomnieli o tym, bo wkrótce,kiedy zeszli tylko z oczu zazdrośnicy, Qumci, musieli się rozstać, bowiem Tomasz śpieszył się do telewizji...Najgorsze w tym wszystkim było to, że w etui na komórkę, miała jeszcze dowód i kartę kredytową... Zawsze wiedziała, że to się kiedyś może źle skończyć, ale lubiła takie rzeczy mieć w jednym miejscu... Wtedy usłyszała dzwonek do drzwi...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-01-29 19:57:08)

Offline

 

#134 2008-01-29 21:45:43

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

-Co to za najazdy o tej porze?-zastanawiała się Kamila i z wielką niechęcią snuła się się w kierunku drzwi. Miniony dzień dostarczył jej nadmiaru atrakcji, wobec tego nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek towarzystwo. Jednak po uchyleniu drzwi, jej nastawienie uległo radykalnej zmianie... Olśniona obezwładniającym uśmiechem, znieruchomiała... W ten oto sposób potrafił uśmiechnąć się jeden, jedyny facet na tej planecie...
Tomasz, ujrzywszy Kamilę w skąpej koszulce nocnej , rzuciwszy jej pobieżne spojrzenie, spuścił nieśmiało wzrok, rozkosznie się rumieniąc... Kamila poczuła charakterystyczną słabość w kolanach.  - Przepraszam najuprzejmiej za ten niespodziewany nalot, ale muszę oddac ci twoją własność. Poza telefonem przekazałaś mi również to... -oznajmił swym miękkim głosem, po czy wreczył jej kartę oraz dowód.  -Pozwolisz, że telefon zachowam do jutra? -osłabiona Kamila zdołała wydobyc z siebie zaledwie, zdawkowe - Tak! Oczywiście!
Tomasz podzielił się z nią swymi niepokojami -Wiesz, jestem niesamowicie zmartwiony aktualnym stanem Grzegorza. Dzisiaj miał dyżur w programie, niestety niemal w ostatniej chwili, w trybie pilnym wezwano mnie na zastepstwo. Idąc do ciebie zauwazyłem go w pobliskim parku, z przeogromną latarką w ręku. Ewidentnie czegoś szukał... Nie chciał ze mną rozmawiać. Poza tym trząsł się jak galareta i siarczyście przeklinał po hiszpańsku, a to juz w jego przypadku symptom potężnego konfliktu wewnetrznego... Hm...z facetem dzieje się coś dziwnego... -przedstawiał sprawę, z wypisaną na twarzy troską i współczuciem...
Nieprzytomnie zasłuchana Kamila, delektując się intonacją jego głosu, jak i nad wyraz nieskazitelną dykcją, odwazyła się pójść o krok dalej -Może wejdziesz? Porozmawiamy w spokoju...? -zaoferowała niepewnie, trzepocząc powiekami, niemal pożerając go wzrokiem. -Z przyjemnością! - Odrzekł, kwitując to kolejnym, osłabiającym uśmiechem.
Zaskoczona treścią odpowiedzi Kamila, wydała z siebie dyskretny jęk zachwytu....


Spanikowana Wiga, odwróciła się do dziewczyn i zaczęła intensywnie miotać kończynami górnymi, robiąc przy tym znaczące uniki głowy oraz przedziwnie napinając twarzowe mięśnie...Owe niewerbalne sygnały i zgoła teatralna mimika, miały służyć sprowokowaniu dziewczyn do natychmiastowego ratowania sytuacji, gdyz miała pełną świadomość tego, że wtajemniczenie w sprawę osób postronnych, to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebują. Qumcia ujrzywszy oblicze Wigi, pokryte ciemnoczerwoną mazią, nabrała absolutnej i kategorycznej pewności, że przed momentem  ktoś z obecnych zamachnął się na jej istnienie, a te intensywne wymachy to ostatnia faza konania...
W wyniku wściekłego ataku narwowego, zaczęła produkować histeryczne wrzaski -Wi....Wi...Wi...gaaaa...!!!! Jej facjata cała przekrwiona...!!! Owładnięta przerażeniem Nowakowa, wypuściła z ręki drogocenny kamień i wraz z resztą zgromadzenia poleciała rozhisteryzowanej kobiecie na ratunek. Aktualny stan Qumci wzbudził powszechne poruszenie, jak i niepokój....
Usatysfakcjonowana Wiga, zapałała do Qumci ogromną wdzięcznością, będąc pod wrażeniem tej niebywałej efektywności, absolutnie przeświadczona, że Qumcia  (jakże poprawnie!) odczytała jej znaki i ze znaną sobie skutecznościa skupiła cała uwagę na własnej osobie....
Wiga, mając teraz przestrzeń do działania, trzęsącymi rękami, poczęła gorączkowo zbierać z podłogi wartościowe skorupy, dyskretnie umieszczając je w torebce....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-01-29 21:50:24)

Offline

 

#135 2008-01-29 23:36:48

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

a właściwie w ogromnej, modnej w tym sezonie torbie, bez której ostatnio nigdzie się nie ruszała. Towarzystwo zajęte Qumcią i jej histerią, nie zwracało uwagi na to, że praktycznie cała zawartość foliowego worka na śmieci, a także najmniejsze kawałki  i kawałeczki pokruszonego gipsu, które rozsypały się wokół, zniknęły już w jej torbie... Kątem oka zauważyła jeszcze błysk diamentu, który upuściła Nowakowa i dyskretnie zagarnęła go , chowając do kieszeni płaszcza....Uginając się pod ciężarem rozbitej figurki, złapała porwaną folię i dyskretnie wyszła na dwór, wyrzucając ją do pobliskiego śmietnika...Następnie wróciła, ciągle z torbą na ramieniu, udając, że właśnie wyrzuciła te nieszczęsne śmieci... Nie uszło to jednak uwadze Józia, który pozornie zajęty Qumcią, dyskretnie obserwował jej poczynania... Qumcię, bliskość Józia i jego charakterystyczny"zapach", otrzeźwiły szybciej niż wszystkie zabiegi wystraszonych kobiet.... - Precz z łapami- warknęła wściekle, aż wszyscy odskoczyli przerażeni, dopatrując się w tym pogorszenia  jej stanu... Wiga kombinowała, jak wyjść z tej opresji i odwrócić uwagę Nowakowej, bo już zdążyła zauważyć, jaką spostrzegawczą jest kobietą, nie doceniając przy tym zupełnie Józia... Qumcia doszła już do siebie, bowiem była zbyt bystra, żeby nie zauważyć, iż Wiga, pomimo zakrwawionego oblicza,całkiem dzielnie sobie poczynała i po figurce nie było już śladu...Szybko pojęła w czym rzecz i oświadczyła - Może wyjaśnimy sobie parę spraw? - spojrzała  na Józia, marszcząc przy tym groźnie brwi i wydymając pełne usta. Jej władczy głos i groźna mina sprowokowały Nowakową, która skoczyła jak oparzona i zasłoniwszy go swoim ciałem, wysyczała - O co paniusi się rozchodzi, czyż nie można już przygarnąć człowieka, którego spotkało nieszczęście i który nie ma gdzie nocować? To mówiąc zacisnęła kościste dłonie w pięści i nastawiła je przeciw Qumci, nie zastanawiając się zupełnie, że ona nic o tym nie wie... Pani Hania widząc co się święci i że doszło do kosmicznego nieporozumienia, bowiem nie sądziła, aby Qumcię łączyły jakieś cieplejsze relacje z tym dziwnym osobnikiem i z pewnością nie stanowi ona żadnego zagrożenia dla Nowakowej w tej kwestii, zagaiła pojednawczo - Spokojnie, pani Celino, teraz  trzeba sobie wszystko wyjaśnić, bo nagromadziło się mnóstwo pytań.  Proszę wszystkich do mnie, musimy to   omówić jeszcze dzisiaj, pomimo późnej pory... To mówiąc przeszła do działania i szeroko otworzyła drzwi swego mieszkania...
Wiga z ulgą stwierdziła, że cała uwaga pani Celiny skupiła się na Józiu i jej potencjalnej rywalce, i przynajmniej w tej chwili, problem figurki został odsunięty na jakiś czas... A było się nad czym zastanawiać, bo zauważyła, że zawiera ona więcej diamentów niż sądziły.  Dopiero mniejsze kawałki pokazały, że te lepsze, większe okazy znajdują się wewnątrz masy gipsowej, z której wykonano figurkę i trzeba było przypadku, aby dowiedziały się o tym... - "Kroi się jakaś grubsza afera" - pomyślała i podążając na końcu,za wszystkimi, przekroczyła ponownie próg mieszkania, gdzie wszystko się zaczęło...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-01-30 19:04:33)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
worldhotels