Tomasz Sianecki-nasz Wielki Moderator

Forum fanów red. Tomasza Sianeckiego

Ogłoszenie

Użytkowniku przeczytaj Regulamin zanim zaczniesz korzystać z forum!!! :-)

#166 2008-04-25 22:08:00

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

i pierwsza weszła na schody, pozwalając podążającemu za nią komisarzowi podziwiać jej kuszące biodra i smukłe nogi na obłędnej szpilce...
- A skąd ty wiedziałaś, że Czarny chlał z Józiem całą  noc - Krystyna szeptem zadała to pytanie Widze, która była tuż za tą parą... Wiga odwracając się do niej i Aliny, również szeptem odparła - Zdążyłam zamienić słówko z panią Celiną. Ta kobieta sama potrafi wyciągać wnioski, resztę wydobyła od Józia, także to, że te podejrzane typy, które nas tu wczoraj gnębiły, też u niego były, a nawet, z dużą dozą prawdopodobieństwa, spowodowały jego nadmierne upojenie, zaprawiając mu jakimś świństwem drinka. Ten "Czarny"jest z tej samej bandy, tak mi się wydaje - zakończyła, bo dochodziły już do celu. Na samym końcu człapał Józio,  sapiąc i przystając co kilka schodów...
Celina odebrała telefon ze szpitala informujący, że pani Hania Poręba czuje się lepiej, ale na wszelki wypadek miły pan doktor zatrzymuje ją do poniedziałku...
Uspokojona, poszła do siebie i zajęła się dokańczaniem obiadu, rozmyślając nad tajemniczym nieznajomym, kiedy dzwonek do drzwi zakłócił jej tę czynność... Spodziewając się powrotu Józia, przygładziła włosy, które po tej marchewkowej farbie zrobiły się dziwnie sztywne i sterczące i pomna ostatniej napaści, ostrożnie wyjrzała przez judasza...
Jakież było jej zdziwienie, kiedy zamiast Chudego, ujrzała sławnego redaktora.  Zza jego pleców wyglądała Kamilencja...Pomyślała, że zapewne przyszli do Aliny. Ponieważ klucze do jej mieszkania miała u siebie, a i Alina zapewne jeszcze nie wróciła, postanowiła zaprosić oboje do mieszkania , aby poczekali do jej powrotu. Kiedy już otworzyła drzwi, ze zdumieniem przekonała się, że to ona jest celem wizyty Tomasza, który bardzo przejęty, przepraszając za najście, od razu przystąpił do rzeczy...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-06-09 21:19:00)

Offline

 

#167 2008-05-05 17:37:00

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

-Musiałem natychmiast się z panią skontaktować, bo nie przestaje prześladować mnie sprawa tego listu, który przekazałem panu Józefowi. Wydaje mi się, że nastąpiła pewna nieszczęsna pomyłka i wręczyłem temu panu niewłaściwą przesyłkę. Dopiero po czasie oświeciło mnie, że ta właściwa miała charakterystyczną czerwoną obwódkę, z mojej dedukcji wynika, że zaginęła w stercie pani dokumentów. Mam na myśli tą pokaźną dokumentacje, którą zaprezentowała mi pani u siebie w mieszkaniu. Pamięta pani? -na obliczu Nowakowej błysnął wyraz zainteresowania, natychmiastowo zaprosiła Tomasza i Kamilę do środka, jednakże nie zdążyła odpowiedzieć, bowiem do mieszkania wparowała silna ekipa, z Qumcią na prowadzeniu. Na widok znamienitego gościa Qumci zrobiło się błogo, a serce znów zapłonęło żarem, nie wspominając już o intensyfikacji trzepotania rzęsami, którymi to wytwarzała aktualnie przeciąg...
Po chwili rozległ się entuzjastyczny okrzyk komisarza -Tomek?!!! - a następnie w ten sam sposób, niemniejszy entuzjazm wyraził rzeczony Tomek -Wiesiek?!!!...Ku zaskoczeniu zgromadzonych obłedny Wiesiek, szeroko rozpościerając ręce, padł w ramiona nie mniej obłędnego Tomka. Obaj dłuższą chwilę trwali w nasyconym czułością uścisku...
-Do licha! Cóż to za obściskiwanko?! -wypsnęło się przepełnionej ewidentną zazdrością Alinie. -I to bez mojego czynnego udziału! -mruknęła z pretensją Qumcia...
Panowie, wymieniwszy serię czułości, przystąpili do oczekiwanej konwersacji. -Co tu Wiesiu robisz? -zapytał badawczo Tomasz. -Pan komisarz Bond prowadzi moją sprawę proszę pana -wtrącił się rozpierany dumą Józio. -Że COO?!!! Komisarz Bond???! -W całym mieszkaniu rozprzestrzenił się dziki ryk konającego ze śmiechu Tomasza -Zawsze byłeś Wiesiuniu pełen inwencji! Nie no szacun Komisarzu Bond! -wyjąkał wijąc się jak wąż... Komisarz poczuł się zobligowany do udzielenia pewnych merytorycznych objaśnień -Ekhm... -chrząknął i zaczął nieśmiało -Noo wiesz...no tego...to mój kryptonim operacyjny... Ma się rozumieć. Wiesz przecież, że pracowałem w wykwalifikowanych służbach wywiadowczych... -Krystyna przestała oddychać. Wiesiu ciągnął - A funkcjonując pod przykrywką w wielu placówkach zagranicznych, musiałem przecież być wyposażony w fikcyjną tożsamość. To oczywiste, że nie mogę ujawniać rzeczywistych danych personalnych. Do tego dochodzi działalność w siatce kontrwywiadu, no i do niedawna prowadziłem tajne operacje i akcje dywersyjne za granicą, jako agent CIA...- w tym miejscu przystopował, gdyż spostrzegł, że jego zwierzeniom przysłuchuje się nie tylko Tomek. Krystyna została doprowadzona do stanu przedagonalnego... Pozostałe towarzystwo było nieprzytomnie zasłuchane, tkwiło nieruchomo, z podziwem w spojrzeniu i otwartymi z przejęcia paszczami...
Komisarz gwałtownym ruchem głowy odgarnął blond falę i nieco się zreflektował -No ale to przecież zamierzchła przeszłość he, he, he, ha, ha, ha... -rzekł szczerząc się nieporadnie -Od niedawna przebywam w kraju i pracuję w krajowym biurze Interpolu Komendy Głównej, z siedzibą w stolicy. Zajmuję się zwalczaniem międzynarodowej przestępczości i właśnie w związku z tym rozpracowuję niezwykle złożoną sprawę pana Józefa...znaczy... -komisarz ponownie ugryzł się w język. Jak to? Sprawa Józia ma związek z jakąś międzynakodową szajką...?! -zapytała trzeźwo Wiga, zalotnie odgarniając włosy  ( z trudem tłumiąc silną emocję)... -Niestety jestem zmuszony odmówić odpowiedzi na to pytanie, gdyż jestem na etapie zbierania dowodów, a materiały operacyjne objęte są klałzulą tajności. Pragnę jednak zapewnić, że będą panie zadowolone z efektów mojej pracy, gdyż zamierzam maksymalnie wykorzystać mój instrument...znaczy...moje zaplecze...znaczy....- zacinając się spuścił nieśmiało wzrok. Widok tak wielu ponętnych ciał niezwykle go dekoncentrował... -Nie no jego zaplecze jest całkiem jędrne...-wyszemrała z westchnieniem Qumcia... Po chwili dziewczyny przekrzykując się, emitując ultradźwięki, zasypały go lawiną pytań....
Tymczasem Nowakowa, korzystając z zamieszania, wymknęła się bezszmerowo, dziko wparowała do swego mieszkania i nakierowana przez Tomasza gwałtownie dopadła szuflady. W stosie papierów bez większego problemu odszukała pokaźnych wymiarów, charakterystyczną kopertę. W tym oto miejscu, po chwili zawahania, nadszedł moment kulminacyjny, jej jastrzębie, kościste palce dorwały się do enigmatycznej zawartości koperty....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-05-05 17:46:49)

Offline

 

#168 2008-05-08 22:29:26

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

i całkiem sprawnie wydobyły na światło dzienne to co zawierała, czyli trzy mniejsze koperty. Jedna, foliowa, częściowo rozerwana, zawierała diamenty ( Celina nie miała najmniejszej wątpliwości co do ich autentyczności), druga wyglądała jak zwykły list, zaadresowany " Hania Poręba", a trzecia, to także list, na którym napisano odręcznie, "Józef Chudy". Nowakowa poczuła  ukłucie w sercu, przeczuwając, że może to być klucz do rozwiązania tajemniczych wydarzeń, które to ostatnimi czasy lawinowo działy się na jej oczach, ba, nawet stała się ich częścią, bo nie dalej, jak dwie godziny temu, "Czarny" usiłował ją unieszkodliwić, ogłuszając... Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby uderzył ją mocniej...Ciarki przeszły jej po plecach... Dlatego , czując się w pełni rozgrzeszona, wyjęła bez problemu list z koperty do Hani, która nawet nie była zaklejona i nałożywszy swoje najmocniejsze okulary, przystąpiła do jego odczytania... Od razu serce zabiło jej mocniej i wzruszona czytała, co następuje ;
                                                                                  Droga Haniu !
Pewnie jesteś w szoku po otrzymaniu tego listu od pana Chudego. Zapewne pokrótce wyjaśnił Ci , że żyję, bo jemu  w osobnym liście zleciłem, aby Cię przygotował.  Wiem od naszego wspólnego znajomego z dawnych lat, Marka Przybylika, że Ty i reszta naszych przyjaciół, uważaliście mnie za zmarłego, a i ja nie miałem o Was żadnych wieści, aż do czasu, dlatego wszystko po kolei Ci opiszę. Jak wiesz nasze losy połączyła wspólna walka z reżimem, a były to czasy naszej młodości. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, właśnie skończył się stan wojenny, Polska była na kolanach, mnie zwolniono z więzienia, a ty drukowałaś ulotki na powielaczu w zakonspirowanym mieszkaniu Przybylika, którego nikt nie podejrzewał o działalność antyreżimową. Dlatego, zgubiwszy "ogon", moje pierwsze kroki po opuszczeniu celi, skierowałem właśnie tam. Połączyła nas wspólna ideologia, konspiracja i samotność. Niestety, pewien esbek, Jaromir S, który zajmował się moją "wywrotowa działalnością", wywęszył nasz romans. Znałaś tego człowieka, bo mieszkał w Twojej kamienicy i jak się okazało, był na swój sposób szaleńczo w Tobie zakochany, a Ty już wcześniej odtrąciłaś jego zaloty, wiedząc gdzie pracuje. To człowiek mściwy i podły. Postanowił mnie zabić, pozorując wypadek, niewykluczone, że przy cichym przyzwoleniu swoich mocodawców. Dowiedziałem się tego z wiarygodnego źródła i znając jego charakter, obawiałem się też o Ciebie. Przy pomocy przyjaciół udało mi się uciec za granicę i zatrzeć za sobą wszelkie ślady. Uwierz mi Haniu, że wtedy wydało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Nie wiedziałem, że oczekujesz naszego dziecka. Nie mieliśmy ślubu, a moje uczucia wobec Ciebie były raczej przyjacielskie, nie sądziłem, że jesteś we mnie tak bezgranicznie zakochana. Ja także wkrótce przekonałem się, że kobiety mogę darzyć jedynie przyjaźnią, bo jestem innej orientacji seksualnej, a Ty byłaś moją, jak dotychczas, jedyną dziewczyną.Długo do Polski nie wracałem, bo uznałem to za najlepsze wyjście. Z początkiem tego roku byłem na nartach w Szwajcarii i tam nieoczekiwanie spotkałem Marka. I wtedy dowiedziałem się, że mamy córkę, Alinkę. Powiedział mi też, że pomagał Ci w pierwszych latach po moim wyjeździe, ale z niewiadomego powodu wyprowadziłaś się, nie podając nikomu adresu, w nieznane. Próbował Cię szukać pod moim nazwiskiem, bo był przekonany, że mamy ślub, a nie znał Twojego panieńskiego ( dziś już wiem, że nigdy nie wyszłaś za mąż) , Poręba. Wstrząśnięty tym, co usłyszałem, postanowiłem Was natychmiast odszukać.Po raz pierwszy od tamtego czasu przyjechałem do Polski. Znalazłem jakąś agencję detektywistyczną i poleciłem im, ab ustalili Wasz aktualny adres. I tu zaczęły się wszystkie kłopoty. Właścicielem jej jest bowiem ten esbek, który pierwszy zorientował się z kim ma do czynienia i jak majętnym jestem człowiekiem.  Początkowo nic o tym nie wiedziałem i po ustaleniu Twego adresu, kręciłem się obok bloku, żeby Was, chociaż z daleka zobaczyć, bo dostarczyli mi zdjęcia. Wyglądasz  Haniu młodo,  jak dawniej, jakże śliczna jest nasza córka. W międzyczasie wdałem się w romans z podstawionym przez nich człowiekiem, "Piotrusiem", zwanym "Czarnym", który zrobił mi kompromitujące zdjęcia. Wtedy zaczął się szantaż. Nie chciałem zapoznać się w ten sposób z moją córką, dlatego płaciłem im żądane sumy. Kiedy groźbom nie było końca, wyprowadziłem się z hotelu do Józia Chudego, którego poznałem przypadkiem i który wydał mi się uczciwym człowiekiem, zresztą nie pomyliłem się i zrodziło się pomiędzy nami gorące uczucie. Jednak i tam mnie dopadli. Okazało się ponadto, że Czarny przeszukał moje dokumenty i próbowali nieudolnie zawładnąć moim majątkiem . Na policji poradzono, abym wyjechał jak najprędzej z Polski, a oni będą kontynuować dochodzenie, ponieważ wpadłem w sidła międzynarodowej szajki przemycającej narkotyki i diamenty. Ponieważ byłem "czysty", a Interpol już wcześniej  mnie "prześwietlił" (mam udziały w kopalniach diamentów), bo szajka już za granicą próbowała podstępnie przejąć mój majątek, wyjechałem natychmiast, zostawiając Józia w przeświadczeniu, że go porzuciłem. Też już mu to wytłumaczyłem w osobnym liście. Także to, że figurka "Upadłego Anioła",  którą u niego pozostawiłem, nieświadomy jej zawartości, należała do "Czarnego", a ja, jeszcze nie wiedząc wszystkiego, zabrałem ją z hotelu, wprowadzając się do Józia. Później dowiedziałem się, że szajka przemycała w podobnych posążkach diamenty. Kiedy jednak nie było rezultatów międzynarodowego śledztwa, spotkawszy znajomego Marka na urlopie w Brazylii, gdzie mieszkam na stałe, pana Tomasza, który okazał się uczynnym człowiekiem, postanowiłem poprzez niego posłać te listy i trochę diamentów ( moje konta ciągle są zablokowane w związku ze  sprawą ), aby chociaż na teraz wynagrodzić Tobie i mojej córce to, że nie łożyłem na jej utrzymanie. To był impuls z mojej strony i jak dotychczas jedyne przestępstwo, bo taka przesyłka nie może być przecież legalna, ale na razie nie mogę stąd wyjechać , bo śledztwo nie zostało zakończone i nie wolno dysponować mi pieniędzmi w bankach. Mam nadzieję, że już wkrótce do Polski przyjadę i wynagrodzę Wam wszystko , także  miłemu  Tomaszowi za doręczenie tej przesyłki należą się przeprosiny, bo dla mnie złamał prawo. Wierzę, że już niedługo Was uściskam, do zobaczenia! -
                                        -Zygmunt Połoński, Kurytyba, Brazylia.
Celinie ze wzruszenie łzy ciekły po wysuszonych policzkach i kapały na list, rozmazując ostatnie wiersze, aż wcześniejsze przeżycia  i silny wstrząs po przeczytaniu listu doprowadziły ją do omdlenia. Głowa opadła jej na stół, okulary zsunęły się na podłogę  i nic nie stało na przeszkodzie"Czarnemu", który wychynął jak duch, pozbierać zawartość przesyłki, w tym listów i diamentów i ulotnić się w siną dal...
W mieszkaniu Aliny gwar był tak głośny, że słychać go było na korytarzu... Dziewczyny, zdawało się, zwariowały...Wszystkie przekrzykiwały się wzajemnie, aby pytać swego idola o niedoszłą podróż , czy też komisarza o postępy w śledztwie... Prężyły się przy tym , poprawiały fryzury i makijaż, prezentując wdzięki, próbując wywrzeć  na obecnych panach jak najlepsze wrażenie... -"Istny dom wariatów" - pierwsza opamiętała się Krystyna, której ta myśl przywróciła jasność spojrzenia. - "Jak mogłam się tak pomylić, oceniając wiek komisarza"- dopiero teraz zauważyła w kącikach jego oczu  drobniutkie zmarszczki. - "Młokos nie może mieć przecież tak bogatej przeszłości"- pomyślała, usłyszawszy całą litanię jego dokonań. Spojrzała z niesmakiem na Wigę, która także krygowała się niczym  małolata, jakby zapomniała, że jeszcze przed momentem sama w tym uczestniczyła...Alina , która zauważyła, że Wiesiek trochę dłużej, niż na innych paniach, zatrzymuje na niej swój wzrok, zarumieniła się i zła na siebie, bo dawno tak nikt nie wytrącił jej z równowagi,  wybiegła do kuchni... Qumcia natomiast, na próżno prezentowała cały wachlarz uwodzicielskich gestów i sztuczek , wściekła, że nie robi najmniejszego wrażenia na obecnych panach. Pierwszy raz jej się to zdarzyło, dlatego złym okiem spoglądała na Kamilencję, ciągle u boku Tomasza, który cały czas do niej zagadywał, a następnie na Alinę, kiedy wyszła z kuchni i znów doczekała się, teraz, płomiennego spojrzenia Bonda...
Czy widział ktoś panią Celinę? - Krystyna już na chłodno wzięła sprawy w swoje ręce... - Właśnie, gdzie jest? - Józio rozglądał się wokół, dotychczas zapomniany siedząc na uboczu, bo nikt się nim nie interesował, odpoczywając i leniwie rozmyślając o spóźnionym obiedzie i specjałach Nowakowej...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-06-18 22:03:46)

Offline

 

#169 2008-05-13 21:43:56

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

-Prosiłbym o odszukanie tej pani w trybie pilnym, gdyż chciałbym skonfrontować swoją wiedzę również z jej zeznaniami-powiedział błagalnym tonem komisarz, prezentując przy tym lekkie wygięcie ust ku górze... Na ten widok Alina i Wiga jęknęły chóralnie z akcentem rozkoszy...Krystyna spojrzała w ich stronę z politowaniem. Zdystansowana i cokolwiek nieufna, oddała się zintensyfikowanym procesom myślowym, doprowadzając tym samym do niebezpiecznych tarć i spięć w swych ponadprzeciętnie rozwiniętych półkulach...Postanowiła wreszcie zaakcentować swoją obecność -Przepraszam panie Bond, ale jeżeli już wszystkie mamy zeznawać to kategorycznie żądam choćby minimum wiedzy w tym zakresie. Wypadałoby nakreślić nam sprawę, musimy wiedzieć na czym stoimy. Wyrażam się jasno?! -spytała obcesowo. -Ależ szanowna pani wybaczy, wydawało mi się, że już pokrótce nakreśliłem obraz sytuacji? Specgrupa prokuratorska z moją skromną osobą, jesteśmy w początkowej fazie śledztwa. Jak zapewne panie wiedzą podjęliśmy rutynowe działania, zabezpieczając operacyjnie zdewastowane mieszkanie, a następnie zweryfikujemy wszystkie zeznania świadków. Zapewniam, że jako międzynarodowa organizacja policyjna dysponujemy technologicznie zaawansowanymi rozwiązaniami, zamierzamy wykorzystać ultranowoczesną sieć łączności komputerowej, a więc efektów śledztwa należy spodziewac się niebawem-oznajmił urzędowym tonem. Krystyna przybrała groźny wyraz twarzy -Proszę mi tu nie lawirować panie Bond! Skoro angażujecie takie siły i technologie to do diabła co to za ciężka afera?! Konkrety proszę!-powiedziała szorstko. Komisarz wyglądał na wytrąconego z równowagi -Odmawiam odpowiedzi na tak postawione pytanie. Obowiązuje mnie tajemnica śledztwa -rzekł wymijająco, czym tylko wzmógł nieufność, dramatycznie marszczącej brwi Krystyny... Przeszywany wzrokiem ponętnych pań Wiesiu, dorzucił jeszcze -Nie ma najmniejszych powodów do demonizowania. Zapewniam seksowne...Tfu!...szanowne panie, że przeprowadzimy to śledztwo w sposób wyjątkowo erotyczny...yyy...energiczny.... -rzekł pojednawczo, przybierając odcień dorodnego buraka, rozchylając wargi w charakterystycznym półuśmieszku, z taką subtelnością, że nawet Krystyna wymiękła (starannie kamuflując ową haniebną oznakę słabości)...
Do Józia, odzaczającego się ekstremalnie wydłużonym przewodem myślowym, dotarła wypowiedziana przed kilkunastoma minutami prośba komisarza, zwlókł sie mozolnie z fotela i postanowił zadziałać energicznie, ruszając na poszukiwania Nowakowej...
W Qumci natomiast pęczniał gniew, bowiem swą uwagę niepodzielnie koncentrowała na Tomaszu oraz niepokojąco przylgniętej do niego Kamili -Do diaska! Złapała go w swoje oślizgłe macki i osaczyła...Pijawka niemoralna!-stękała ze zgorszeniem, obmyślając plan trwałego unieszkodliwienia Kamili...
Umiarkowaną ciszę zakłócił znienacka tęgi grzmot Józia -Ratunkuuu !!! Ktoś zaciukał Celinke !!! Pomocyyy !!!... Całe towarzystwo z piskiem opon wparowało do sąsiedniego mieszkania. Widok był dość porażający... Przy stole, pośród stosu rozsypanej na podłodze makulatury, zasuszona, trupioblada i sztywna postać Nowakowej, sprawiała wrażenie martwej. Dziewczyny skostniały jak jeden mąż. Nadzwyczaj trzeźwo myślący redaktor wbił w komórkę trzycyfrowy numer pogotowia. Józio, zipiąc histerycznie i łkając naprzemiennie, klęczał przed poległą, czule gładząc jej bezwładnie zwisającą kończynę górną, a przy tym chrapliwym głosem usiłował formułować podszyte uczuciem frazesy...
Bond dokonując błyskawicznej analizy sytuacji zaopiniował -Mamy tu najpewniej do czynienia z napadem o charakterze rabunkowym. Wzywam posiłki... Józio słysząc to aż skręcił się z głodu...
Tymczasem przyczajony na koncu korytarza Czarny, bezzwłocznie obrał kierunek opustoszałego mieszkania, korzystając z otwartych na oścież drzwi, wślizgnął się bezszelestnie i przystąpił do wściekłej penetracji....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-05-13 21:48:52)

Offline

 

#170 2008-05-29 23:02:40

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Świadomość wracała Celinie powoli, sącząc w jej mózg rozmyte obrazy otaczającej ją rzeczywistości... Jednak ten jeden , Józia klęczącego przy niej i czule gładzącego jej rękę, wyostrzył jej zmysły na tyle, że westchnęła cicho, podniosła głowę i popatrzyła na zgromadzonych wzrokiem rannej łani... Na ten widok Józio krzyknął głośno, by następnie, obsypując jej ręce pocałunkami, co było jawnym dowodem jego uczuć do Celiny, wykrztusić - Co, co... ci się stało moja królewno ? Celinie zniknęła trupia bladość policzków, a na jej miejsce pojawiły się teraz krwiste placki niezdrowych rumieńców, albowiem uświadomiła sobie treść listu, a szczególnie wątek dotyczący Józia... W pierwszym porywie odsunęła  rękę, którą tak namiętnie obśliniał. Jednak pod wpływem myśli, że przecież ona, Celina, może go uratować, sprowadzając na lepszą w jej mniemaniu drogę, ponownie spojrzała na niego łaskawym wzrokiem... Czuła, że tym razem jej misja naprawiania świata, w tym przypadku Józia, ma duże szanse powodzenia, bo jego zachowanie i szczęście z powodu jej oprzytomnienia, wymalowane na okrągłej twarzy, było jak najlepszym na to dowodem... Reszta zgromadzonych, nie rozumiejąc złożoności sytuacji i całej tej historii, skupiła się na Celinie, dopytując , jak się czuje i co się wydarzyło... Przez uchylone okno, które ktoś przytomnie otworzył, aby wpuścić świeże powietrze zemdlonej, dobiegł sygnał karetki, która właśnie nadjechała...
Panowie Przybylik i Miecugow kłócili się jak zwykle zażarcie, siedząc,  pomimo soboty, w przestronnym gabinecie Dyrektora... - Azaliż Marku, powiadasz, że to sprawa nie cierpiąca  zwłoki i wymaga aż tak dużego naszego zaangażowania, że nie jedliśmy dziś obiadu, od rana nie kontaktuję się z żoną i synem i nie wiem kiedy wrócę do domu?- spojrzenie Dyrektora było już tak przepełnione wyrzutem,  że Przybylik zmiękł nieco i odpowiedział pytaniem- Czyż godzi się w takiej sytuacji przedkładać potrzeby marnego ciała nad pomoc przyjacielowi?... Zawsze możesz zamówić pizzę- dodał, wprawiając tym w osłupienie Miecugowa, który nie zwykł był raczyć się tak pospolitym jadłem... - Przecież wiesz, że mój kolega z  konspiracji, wiosną  pierwszy raz od tamtych czasów wrócił do kraju - kontynuował z nie mniejszym wyrzutem. - Zadzwonił wtedy do mnie, mieliśmy się spotkać i nigdy więcej go nie zobaczyłem. Tomasz dopiero niedawno zdradził jego nazwisko, kiedy zgubił tę przesyłkę. Wtedy zorientowałem się kogo spotkał w  Brazylii. Na szczęście dane było mi ją znaleźć - zakończył oburzony.
Miecugow ciągle przejawiał rozdrażnienie - Nie rozumiem dlaczego nie oddałeś jej Tomkowi , bo mnie z kolei zdarzyło się nieszczęście ją zgubić... Czyż tak cię ten diament zbulwersował, który wysunął się z koperty, czy adresaci tych listów, znajdujących się tam także? - zakończył kolejnym pytaniem...  Przybylik chodził teraz nerwowo po gabinecie, jakby nie słysząc tego pytania. Nagle stanął w miejscu i z dzikim wyrazem oczu spoglądając na Dyrektora rzekł - Musiał odnaleźć Hanię, bo prawdopodobnie jej adres był na tej kopercie, chociaż nie jestem pewny jej nazwiska. Tylko czemu zerwał kontakt ze mną, posłużył się Tomaszem , który wykazał się wyjątkową niefrasobliwością, przewożąc diamenty i zapominając o przesyłce na dwa miesiące? To ja powinienem dostarczyć ją Hani, bo jeden z listów był z pewnością do niej, ale całość zaadresowana była jednak do pana Chudego. Jaką rolę pełni ten ostatni ? Czy Tomasz celowo coś przed nami  ukrył? - ponownie zaczął miotać się po gabinecie, a na jego obliczu odmalowało się jeszcze większe wzburzenie. - Uspokój się Marku - Dyrektor objął go ramieniem i zapominając o wcześniejszych utarczkach, dodał - Obiecałem Ci i dotrzymam słowa, jeszcze dzisiaj wieczorem udamy się ponownie pod ten drugi adres...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-06-02 18:57:53)

Offline

 

#171 2008-06-05 17:41:54

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Komisarz widząc, że Celinie udało się powrócić do świata żywych i nadspodziewanie szybko odzyskać pełnie sił witalnych, bezzwłocznie wydał swoim podwładnym stosowną komendę o wstrzymaniu działań interwencyjnych, a następnie postanowił przejść do kwestii zasadniczej. Stojąc sztywno, z rękami założonymi za plecy i napiętym wyrazem twarzy, skupił uwagę na Nowakowej, której lico ubarwiał aktualnie nasycony odcień purpury. -Czy jest pani w stanie odświeżyć pamięć i odtworzyć przebieg wydarzeń sprzed utraty świadomości? Chyba się nie mylę i to co widzę nosi znamiona włamania rabunkowego? -tu wskazał podbródkiem na opróżnioną szufladę i rozsypaną na podłodze jej zawartość. Obwody w mózgu Celiny były wystarczająco odświeżone, aby płynnie wyrecytować mu wstrząsającą treść listu, przez którą de facto poległa, nie wspominając już obezwładniającego blasku szlachetnych kamieni, który zaatakował przed momentem jej bezbronne oczęta...I przywołanie właśnie tego obrazu spowodowało jej gwałtowny zryw -Jezuuu! Koperta! Gdzie ta przeklęta koperta!? -ryknęła potężnie, emitując falę dźwiękową prosto w otwór uszny, przyklejonego do niej Chudego, który tak się zestresował, że nie był w stanie opanować nerwowego drgania powieki -O..o..o..co chodzi ptaszyno?-wyartykułował przepełniony troską... Pełna nerwowego wigoru Celina, padła na podłogę, przybrała pozę psa myśliwskiego i jak oparzona zaczęła śmigać na czworakach, froterując posadzkę i penetrując każdy jej metr kwadratowy... Całe zgromadzenie przyglądało się temu z iście szaleńczym zainteresowaniem...
W mieszkaniu dało się słyszeć coś na kształt miarowego tupotu. -Aha! Odnoszę wrażenie, że nadciąga pomoc medyczna -skonstatował Wiesiek i pospiesznie wyszedł na korytarz, celem oddelegowania fałszywie zaalarmowanej służby ratowniczej.
Po chwili wysokość dźwięków wyprodukowanych przez narząd głosu Bonda, wstrząsnęła budynkiem w posadach... -Stać!!!Policja!!! Mam broń i nie zawaham się jej użyć!!! ... Jak się szybko okazało, nieprzyjaciel w osobie Czarnego, także był uzbrojony... Upłynęło kilka sekund i poprzedni wstrząs został spotęgowany przez wyrzut pocisków broni palnej, czyli przeraźliwe pif, paf!... Porazone wystrzałem towarzystwo, pchnięte impulsem rzuciło się z rumorem na korytarz, jednakże otwór w drzwiach okazał się zbyt wąski dla całej gromadki, toteż część runęła boleśnie na płaszczyznę poziomą...
Celina została całościowo okryta masywnym, falującym cielskiem Józia. Na Chudego z kolei miękko wylądowała Wiga, przy czym nieszczęśnik Chudy z całym impetem sieknął mięsistym podbródkiem w twardą nawierzchnie podłogową, pozbywając się przedostatniego zęba... Qumcia miała znacznie więcej szczęścia, gdyż wylądowała na... Tomaszu, który również znalazł się w pozycji horyzontalnej, a konkretniej rozkraczyła się na jego męskiej klacie...Nie kryła, że aktuale położenie bardzo jej odpowiada. Niezwykle dogodna pozycja roznieciła w niej dzikie uczucia i korzystając z tej niesamowitej bliskości Tomasza, mizdrząc się, postanowiła go zagadnąć -Sądzę proszę pana, że ładna dziś pogoda... -powiedziała żarliwie, przewracając pięknymi oczętami. Tomasz jakoś dziwnie nie zdecydował się wejść w temat...
Kamila, Alina i Krystyna zzieleniały ze zdenerwowania, jednak udało im się wyjść z katastrofy praktycznie bez szwanku...
Komisarz wyszedł z gęstej strzelaniny bez obrażeń i jemu również nie udało się razić nieprzyjaciela, gdyż ten, wykazując się imponującą sprawnością fizyczną, jednym susem znalazł się na schodach. Bond, z wymierzonym w niego policyjnym gnatem, z oszałamiającą prędkością pognał za czarną bestią....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-06-08 09:47:45)

Offline

 

#172 2008-06-06 16:20:56

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Poległe towarzystwo w osobach: Wiga, Józio i Celina gmerało się nieporadnie, próbując wyswobodzić się z piramidy, którą mimowolnie utworzyli...Najszybciej pozbierała się Wiga, wdzięczna losowi, który sprawił jej  tak miękkie lądowanie, że praktycznie wyszła z katastrofy bez najmniejszego zadrapania... Gorzej było z Józiem, podnoszącym znad podłogi rozkwaszony nos i okrągłą , poczciwą gębę, wymazaną we krwi...Celina tchu nie mogła złapać, przywalona  jego cielskiem i przez moment wydawało się, że ponownie odpłynie ze świata żywych...Józio w porę zreflektował się i przetoczył na bok, zapewniając jej dopływ tlenu i uwalniając od swego ciężaru... Pozwoliło to jej odetchnąć pełną piersią , spróbowała też usiąść, czepiając się   Józia, który także , pociągając ją za sobą, pionizował swój duży korpus... Qumcia tym czasem nie zamierzała zmieniać swojej, jakże wdzięcznej pozycji i z premedytacją przyduszała Tomasza, nie pozwalając mu się wyswobodzić i plotąc słodkie androny, szczebiotała niczym skowronek o poranku....
Do Aliny powoli docierała treść przekazu Nowakowej, kiwnęła na dziewczyny, aby się zbliżyły ( oczywiście bez Qumci zajętej Tomaszem) i szepnęła - Matko kochana, znalazł mi się tatuś i to całkiem bogaty... - Szkoda, że te diamenty przepadły- Krystyna była jak zwykle rzeczowa . - Okazuje się,  że to podarunek od taty - powiedziała poważnie Kamila.... Wiga myślała intensywnie - Pewnie i tak byś ich nie otrzymała, bo Tomasz przewiózł je nielegalnie, Wiesiek wszystko wie, nawet jak je znajdą, to je skonfiskują - dodała z widocznym żalem w głosie. - Jeszcze Tomasz beknie za przemyt - zakończyła zmartwiona tym , że kochany redaktor popadł w takie tarapaty....
Nagle uśmiechnęła się - Ale my mamy przecież te kamyki z figurki. Co z tego, że należały do szajki? Teraz należą się nam, jako rekompensata za wszystkie krzywdy, których doznałyśmy z ich strony, że o swoim skołatanym sercu nie wspomnę... Kamila otworzyła szeroko oczy, bo jeszcze takiej Wigi nie znała, poza tym nie była w tej materii wtajemniczona. - O co tu chodzi - wydukała... - A o to , że Wieśkowi nie piśniesz słówka o tym, co tu usłyszałaś  - Qumcia, którą Tomasz strząsnął z siebie jak uprzykrzoną muszkę, już od dłuższej chwili  przysłuchiwała się tej rozmowie - Musimy je zabezpieczyć, aby nie dostały się w czyjeś niepowołane łapska, na przykład "Czarnego". I to szybko, zanim wróci Bond. Gdzie twoja torba Wiga? -Qumcia przypomniała wszystkim kto tu rządzi i  omijając siedzących na podłodze Celinę z Józiem, nad którymi pochylał się teraz z troską Tomasz, skierowała się do mieszkania Aliny...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-06-26 20:36:51)

Offline

 

#173 2008-06-20 18:03:22

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

....a tuż za nią (tradycyjnie) cała reszta dziewczyn w stałym składzie. Wparowały do mieszkania, zastając na miejscu pewien nieład, objawiający się poprzestawianymi meblami, opróżnionymi szufladami i szafami oraz rozsypaną na podłodze ich obfitą zawartością, jak również utworzoną w centralnym punkcie pokoju piaskownicą, powstalą wskutek roztrzaskanych doniczek, z wypielęgnowanymi, skórzastolistnymi filodendronami oraz rozłożystymi palmami kanadyjskimi... -Ma czarna kreatura powera!-zawyła Qumcia z akcentem nieskrywanego podziwu. -Noo! Moc cyklonu tropikalnego... -przyświadczyła cierpko Wiga. -Cóż za czarna szuja! Nikczemny fagas!- Krystyna dawała upust niebezpiecznie skumulowanej adrenalinie. -OOO shit! -Alina nie mogła znaleźć bardziej wysublimowanej frazy na ogłoszenie permanentnego życiowego nieszczęścia, a ów irytację spotęgował widok bezładnie miotającej się na podłodze, całej sterty ognistych listów miłosnych, a że wiodła nadzwyczaj urozmaicone życie uczuciowe, toteż każdy z nich miał odrębnego nadawce... Niebywale fascynująca lektura wzbudzała niezdrowe zainteresowanie jej koleżanek, uwieńczone dyskretnym zakoszeniem przez Qumcie kilku egzemplarzy... Ze skrupulatnie zagarnianej przez Alinę płomiennej korespondencji, wypadło znienacka zdjęcie, na którym widniał mężczyzna o rzeźbie greckiego posągu, klasyczny ''latino lover'', a precyzyjniej boski Giuseppe, egzotyczna miłość Aliny, która dopadła ją gdzieś za Atlantykiem... Spędziła z nim upojne wakacje, a burzliwy romans szybko przeistoczył się w czystej postaci, żarliwe uczucie, jadnakże czarujący lowelas, pewnego pięknego ranka uległ...unicestwieniu... Po jego enigmatycznym zniknięciu Alina zasklepiła się w bólu i totalnie rozstroiła emocjonalnie, co zresztą  okazało się punktem zwrotnym w jej życiu uczuciowym, bowiem nie była odtąd w stanie zaufać żadnemu z przedstawicieli szlachetnego gatunku męskiego...
Teraz, kiedy miała przed sobą wizerunek ukochanego, dała o sobie znać wciąż niezabliźniona, żywa rana w jej płonącym żarem sercu i spowodowała, że jej smutne oczy zaczęły zraszać fotografię deszczem gorących łez... Deszczyk bardzo szybko przybrał rozmiary regularnej ulewy, a to za sprawą jej oddanych koleżanek, które dając wyraz solidarności emocjonalnej, zaczęły łkać wraz z poszkodowaną. -Cóż za męskie, nieczułe świnie. Oni wszyscy są tacy sami!- zawodziła żałośnie Wiga, dławiona ściskającymi za gardło łzami... Jedynie Krystyna nie zdecydowała się podłączyć do masowego szlochu, dokonywała bowiem zintensyfikowanej syntezy myślowej... Nie mogła pozbyć się wrażenia, że skądś zna to egzotyczne ciacho, z podmokłej aktualnie fotki -Nie, nie wierzę...to nie może być prawda...muszę to czym prędzej zweryfikować... -mruczała pod nosem, a po plecach przeleciał jej znienacka zimny dreszcz....
Qumcia (w pełni usatysfakcjonowana skutecznością swego wodoodpornego tuszu) jako pierwsza uświadomiła sobie, że wzmożone działanie gruczołów łzowych tak wielu oczu, grozi rychłym zatonięciem, wobec tego postanowiła niezwłocznie przerwać melodramatyczną aurę -No lalunie, dosyć tych sentymantalnych dyrdymałów! Czyżbyście zapomniały, że gdzieś w tym rumowisku zawieruszyła się nam torba z błyskotkami? -O ile ta czarna zaraza jej nie przejęła -skwitowała posępnie  Kamila. Na te słowa, dziewczyny z pełną determinacją, gremialnie przystąpiły do rewizji pobojowiska...
-Nie sądzicie, że to co się nam ostatnio przytrafia to jakiś kosmos?! -stwierdziła rozbita wewnętrznie Alina, nie przerywając poszukiwań zaginionego skarbu. Wiga również nie kryła potwornej irytacji -Powiem wam szczerze, że to mnie już przerosło... Cuchnąca kryminałem afera, międzynarodowa szajka, no i my w samym sercu tajfunu...
Wykształcone półkule Krystyny pracowały na pełnych obrotach -Nasz cukiereczek Bond to mały krętacz... -zawyrokowała i ciągnęła podejrzliwym tonem -Wciska nam jakieś mętne teorie o tajności materiałów operacyjnych, a fakty są takie, że na bank ma jakieś wtyczki! Zwyczajnie kryje swoich tajnych informatorów...Kolaborant jeden! Zauwazyłyście, że te gorące newsy Celiny nie zrobiły na nim absolutnie żadnego wrażenia? ... - Jasne jak drut, że nasze ciasteczko ma rozległą wiedzę, nie mamy pojęcia ile wie... hmm....ciekawe tylko co to za wtyczki...-rzekła Wiga, tajemniczo przymrużając przepiękne oczęta... -Mnie to najbardziej intryguje rola Przybylika w całej tej aferze...Z rewelacji Celiny wynika, że nie jest w to bezpośrednio zamieszany...Hmm...a jednak prowadzą z Miecugowem jakieś nieczyste zagrywki...W co oni grają? Jaki jest stopień ich wtajemniczenia?... -Alina mnożyła wątpliwości. Kamila przybrała groźny wyraz twarzy -No...koperta nie wpadła w ich łapska, ot tak przypadkowo...Wygląda mi to na szeroko zakrojoną akcję, tylko któż by się tego spodziewał po tak wytwornych dżentelmenach...Hm...a może działają na zlecenie?.... Qumcia była bez reszty pochłonięta zbieraniem rozsianych po całym pokoju kiecek i absolutnie oczarowana, pochodzącą z najnowszej kolekcji Prady, obłędną szyfonową minisukienką. Oprzytomniawszy nagle, palnęła sie karcąco w czoło -O dżizys! Jeszcze to...to...nasienie przestępcze siedzi nam na ogonie! Cóż za masakryczna masakra...- Aha!Zupełnie zapomniałyśmy, że panowie planują nocną ofensywe! -jęknęła histerycznie Wiga, która dla odmiany zajęla się gorliwie porozrzucaną kolekcją obuwia, aktualnie przymierzając, odjazdowe, zamszowe sandałki na platformie, idealnie współgrające z jej supermodną, etniczną bizuterią...
W Qumcie wstąpiła piekielna energia -Ależ się dziunie masakrycznie spinacie...Spoksik! Skoro nasz misiaczek Bond nam ściemnia i lawiruje to za kare o niczm się nie dowie...Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać! Natychmiast przejmujemy pełną inicjatywę! Pod osłoną nocy ruszamy do frontalnego ataku, po czym wspólnymi siłami demaskujemy to...to...szemrane towarzystwo! Zrozumiano?! -zagrzała do boju, pełna jadowitej satysfakcji...O dziwo, tym razem bez specjalnego wysiłki, udało jej się przeforsować koncept. Jako pierwsza zywiołowo zareflektowała Krystyna -Tak jest!!! Ale...z przykrością i bólem stwierdzam, że jedyną bronią jaką dysponujemy jest szeroko pojęta technika szantażu...Skombinuje na wieczór profesjonalny sprzęt i damy szanownym panom taki wycisk, że płynnie wyrecytują nam o co biega. Zachciało im się partyzantki? A więc zabawimy się w ukrytą kamerę! Zdemaskujemy ich przestępczy proceder! -grzmiała z euforią w oczach, a w pojemnej głowie lęgła jej się cała seria rewolucyjnych pomysłów.....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-06-20 18:27:09)

Offline

 

#174 2008-06-20 21:36:43

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

-A skąd go weźmiemy?- zainteresowała się żywo Wiga, stojąc na jednej nodze, tej obutej w zamszowy sandałek... Drugi z pary podsunęła niemal pod nos, oglądając ze wszystkich stron i pomrukując z zachwytu... Spostrzegłszy zaraz, że wzbudziła ogólne zdumienie, dodała - Profesjonalny sprzęt oczywiście. Po czym, jakby nie oczekując odpowiedzi, pokuśtykała do małego pokoiku, gdzie spędziły ostatnią noc i wywlokła swoją torbę, którą wczoraj, jeszcze przed snem przytomnie schowała między tapczanikiem, na którym spała Qumcia, a ścianą przy której tenże stał....
Noooo, co tak patrzycie, jakbyście  diabła zobaczyły! - zadowolona z siebie, napuszyła się jak paw i otworzyła torbę pełną gipsowego gruzu.... - Jeszcze przed zaśnięciem, tknięta jakimś przeczuciem, przyniosłam ją z przedpokoju i ukryłam za tapczanem. Ładnie byśmy wyglądały, gdybym tego nie zrobiła, "Czarny"zwinął by wszystko - wywaliła gruz na środek salonu, wytrzepując także podszewkę, słusznie zresztą, bo dwa diamenty, które się tam zaplątały, teraz wypadły i zalśniły podwójnym blaskiem...
Ciekawość Kamili sięgnęła apogeum, a oczy okrągłe ze zdumienia, mało nie wyszły jej z orbit... Wiga zlitowała się i pokrótce opowiedziała jej, dlaczego gips jest taki cenny i jak figurka, a później jej rozbite szczątki stały się ich własnością. Rozjaśniła tym także w głowie Krystynie, której przecież nie było przy tym, kiedy pani Hania upuściła worek "śmieci" na klatce bloku Aliny... Qumcia popatrzyła z niesmakiem na gruz, bo trochę pyłu pobrudziło jej piękne szpilki - Nie mamy teraz czasu tego przetrząsać, musimy szybko gips ukryć, bo za chwilę będziemy tu miały na karku wszystkich zainteresowanych. Celina już wie z treści listu , do czego służyły szajce figurki. Jak wszystko skojarzy, to Wiesiek, a może i Józio natychmiast zostaną poinformowani - już rozglądała się za jakimś pojemnikiem, do którego zamierzała włożyć rozbite szczątki figurki...Przy okazji popatrzyła łaskawszym okiem na Kamilę, trochę zdziwiona, że dołączyła do koleżanek, porzuciwszy chwilowo Tomasza... - Aha, oficjalna wersja to ta, że gruz wyrzuciła Wiga do śmietnika , wszyscy widzieli. Alina, przestań się mazać, poszukaj czegoś na gipsowe szczątki, bo za chwilę będzie za późno! - zakręciła się wokół własnej osi, wypatrując na próżno jakiegoś pudełka w stercie porozrzucanych przez "Czarnego"rzeczy... Alina otarła ostatnią łzę, wywołaną wspomnieniem wiarołomnego Giuseppe i zakrzątnęła się w poszukiwaniu pojemnika, a Kamila , zaakceptowana przez Qumcię , poczuła się pełnoprawną członkinią grupy i ochoczo włączyła się do pomocy...
Krystyna obmyślała plan zasadzki na "Szklarzy", jednocześnie wysilając pamięć do granic możliwości, próbowała zidentyfikować tajemniczego Latynosa, bo już teraz nie miała najmniejszych wątpliwości, że zetknęła się z tym mężczyzną pod zupełnie innym nazwiskiem... Jej gromkie - Mam! -wywołało w dziewczynach potężną konsternację....

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-06-20 23:34:16)

Offline

 

#175 2008-06-27 12:02:50

ALINA

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Krystyna wyszczerzyła się nieporadnie, imitując uśmiech -Mam...yyyyy...noo....to przecież logiczna logiczność, że mam...no tego...koncepta mam!...Www....sprawieeee...nooo....tego sprzętu...ma się rozumieć... -oznajmiła wymijająco. Dziewczyny wbiły w nią pytający wzrok. Krystyna wziąwszy głębszy oddech, uściśliła nieco nerwowym tonem -Chyba zapominacie z kim macie do czynienia! Ja, Krystyna, mam tak rozległe znajomości... W woli ścisłości mają one zasięg interkontynentalny...że skombinowanie takiego, dajmy na to sprzęciku noktowizyjnego to pikuś! Wystarczy, że uderzę w tyn celu, do biegłego w tym temacie, dobrego kumpla, wziętego operatora - wyznała napęczniała dumą. Po chwili jej odkrywcza myśl ponownie przeskoczyła na egzotycznego absztyfikanta, przy czym uznała, że póki co bezpieczniej będzie nie obarczać towarzystwa swymi elektryzującymi spostrzezeniami, zważywszy, że nadal pozostawały one w sferze domniemywań i wymagały jak najszybszego skonfrontowania z archiwalnymi aktami operacyjnymi, do których to wciąż miała nieograniczony wgląd. -Czyżby to była ta sprawa...Tamten delikwent otrzymał status świadka koronnego...Nie, nie wierzę w aż taki zbieg okoliczności.... -rozważała zaciekle, niezmiennie odczuwając przelatujące po plecach, zimne dreszcze...
Z mrocznych domysłów wyrwał ją akompaniament Qumci, która wdając sie w lekką scysje z Wigą, usiłowała skutecznie wyperswadować koleżance, obłędne zamszowe sandałki na platformie, przedstawiając serię żelaznych argumentów, przemawiających za tym, że jedynym właściwym przeznaczeniem odjazdowych bucików są jej własne, piękne stopy...
Krystyna zdołała zepchnąć meandry śledcze na boczny tor, świadoma, że w obecnej sytuacji całą energie musi spożytkować na przygotowanie nocnej kontrofensywy. Zdoławszy przebić się przez donośne produkcje koleżanek, ryknęła potężnie -Uwaga! Uwaga! Proszę o maksymalne skupienie! Musimy czym prędzej opracować taktykę naszej akcji...A zatem sugeruję tu, aby co najmniej dwie z nas obstawiały tyły. Któraś będzie też zmuszona trwać na posterunku.... -przemawiała mentorskim tonem, a jej audytorium wykazywało posłuszeństwo absolutne, potakując entuzjastycznie, posyłając jej pełne aprobaty spojrzenia. Wszystkie bowiem, za oczywistą oczywistośc uznawały fakt, że ich regularna armia ma szanse się formować, tylko i wyłącznie pod naczelnym dowództwem, genialnej strategicznie Kryśki... Jej wydajny umysł pracował na takich obrotach, że aż furczało, przy czym miotała się dziko po całym pomieszczeniu. W pewnym momencie podeszła bezwiednie do okna i zapatrzyła w przestrzeń... W tym oto miejscu, całkiem nieoczekiwanie, z jej gardła wydobył się zdławiony okrzyk -Wiekuisty Panieee!!!... Dziewczyny gorączkowo doskoczyły do owego oszklonego otworu w ścianie....I znieruchomiały na na dłuższą chwilę... Stały się naocznymi świadkami widoku jedynego w swoim rodzaju.... -Co...co...co...oni robią tu?...O..o...o...nieprzewidzianej porze tak...???-gubiąc w stresie właściwy szyk, w nieco zawoalowany sposób, wycharczała grobowym głosem Wiga. Qumcie trafił ciężki szlag... -Gazu!!! -wydobyła z wnętrza klarowną komendę. Nie tracąc cennego czasu, rozregulowane nerwowo, gremialnie wypetardowały z mieszkania, potykając się o własne, plączące się kończyny (odrobinkę przy tym hałasując).....
Topografia ich okolicy została uatrakcyjniona, przez roztaczające światłość, majestatycznie stąpające po nawierzchni chodnikowej, dwie, nad wyraz wpływowe osobowości medialne. Mimo misternego kamuflażu, tudzież transformacji, nie sposób było panów nie zidentyfikować...
Przybylik, prezentując muzealny wyraz twarzy, wybił się na prowadzenie, a jego aktualny image oscylował gdzieś pomiędzy Robin Hoodem, a Zorro...(z akcentem na tego drugiego)... Wielkoformatowy, czarny kapelusz idealnie współgrał z designerską, imitującą okulary opaską, natomiast drobny niuans stanowiło coś w rodzaju...bambusowej maczugi, rekompensującej brak klasycznego łuku...
Kroczący tuż za nim Miecugow, rozglądał się dookoła niespokojnie i cokolwiek bojaźliwie. Prezentował się, jak nie przymierzając...mobilna stacja nadawcza...Jego dostojna osoba została całościowo zdominowana zaawansowanym technologicznie sprzetem, w postaci różnorodnych nadajników, urządzeń radiowych, wzmacniaczy i innych generatorów... W jednej dłoni ściskał krótkofalówkę, w drugiej zaś gigantyczną antenę nadawczą. Przytłoczony potężnym ciężarem, mozolnie zamiatał nogami, ciężko przy tym sapiąc...
Panowie, modyfikując pierwotne założenia strategiczne, tknięci przezornością, postanowili przyspieszyć nieco swą misję i szczegółowo obadać teren, wobec tego nacierali na wyznaczony obiekt jeszcze przed zmrokiem. Formułowali przy tym nasycone życzliwością frazy -Dostrzegam postępującą intensyfikację dewiacyjnych zmian charakterologicznych. Czyż twa zewnetrzna powłoka pozuje na rewolucyjnego ekstremiste? Dlaczegóż to Marku?-zapytał rzeczowo, ewidentnie zdegustowany Dyrektor, znacząco spoglądając na bambusowy gadżet kolegi. -Licha persono! Wchodzisz w opary absurdu! Czemuż posługujesz się konstrukcjami wieloznacznymi, mając jednakowoż bielmo na oczach?! Toż to innowacyjny łom wielofunkcyjny! -prychnął pogardliwie Przybylik. Miecugow strzelił focha, demonstracyjnie odwracając głowę -Toż to semantyczne nadużycie! Pragnę naprędce przedłożyć, iż twoja osoba nosi znamiona zdepersonalizowanego indywiduum! -mruknął kąśliwie Dyrektor. -Dlaczegóż się boczysz? Upraszam twoją osobę o redukcje skomasowanej impertynencji! -fuknąl z naganą Przybylik....
W tym momencie niespokojnie biegające oczy Miecugowa dostrzegły, znajdujący się w promieniu kilkunastu metrów, dobrze mu znany babski team... -Nieprzyjaciel na froncie wschodnim !!!- wysyczał do swej krótkofalówki. Po chwili skupiając wzrok na Qumci zawył dramatycznie -Nadciąga fala tsunami! Nasze osoby wkroczyły na aktywny sejsmicznie obszar! Zarządzam odwrót!!!... Następnie kierowany instynktem samozachowawczym, dał susa w kępe bujnej roślinności, jednak nieco wcześniej skierował wszystkie swe siły przeciwko stawiającemu pewien opór Przybylikowi, z całym impetem wpychając go w owe bujne krzaczki...Przybylik w locie zdążył jeszcze puścić serię średnio wyszukanych przekleństw, po czym jego oblicze zetknęło się z materią szlachetną, zanurkowało bowiem w samo centrum wielkiego mrowiska...(!!!) Poszkodowany, mając przyspieszony, nieregularny oddech, zaczął wydawać krótkie, urwane dźwięki... Spanikowany Miecugow, gniewnym szeptem syczał do swej krótkofalówki -Proszę o azyl...
Uciemiężony Przybylik, atakowany przez zorganizowaną bandę napastliwych mrów, zdołał przewrócic sie na plecy -Pomoccc...Wezwać pomocccc... -wycharczał udręczonym głosem. Miecugow nerwowo majstrował przy swej krótkofalówce -Moja osoba pragnie przekazać tąż nieszczęśliwą wieść, iż fala nośna, a jednakowoż modulacja amplitudy... uległy rozstrojeniu... -błysnął erudycją Dyrektor, a następnie nonszalancko porzucając swój specjalistyczny sprzęt, gorączkowo dorwał bambusowegu gadżetu kolegi, podejmując się samodzielnego unicestwienia drapieżnych błonkówek, które w chwili obecnej całościowo okrywały jego kolegę. Nie bawiąc się w konwenanse, wściekle miotając bambusowym badylem, z obłędem w oczach, wymierzał jadowitym mrówom (i siłą rzeczy Przybylikowi) bolesne razy, chlastając po całej jego powierzchni, wykrzykując przy tym z temperamentem -Przeto powiadam, zaprzestańcie aktywizacji gruczołów jadowych, horrendalnie nałaźliwe robale!!! Krwiopijcze pasożyty!!!
Bezbronny Przybylik, półprzytomny z przerażenia, z naznaczonymi lękiem oczami, kwiczał nerwowo, dziko wierzgając nogami -Ależ dlaczegóż to?!!!  Za cóż to?!!! Cóż jam ci uczynił rozłożony moralnie pomiocie?!!!! W trybie pilnym zaprzestań potęgowania strategii przemocy!!! -urągał zbolały, błagając o litość...
Mrówkowa psychoza szalała....

Ostatnio edytowany przez ALINA (2008-06-27 15:44:02)

Offline

 

#176 2008-06-30 15:59:28

Wiga

Użytkownik

Punktów :   

Re: O żesz muzo moja ;-)

Krzaki, w których rozgrywały się te dantejskie sceny, były już nieco przerzedzone, a to z powodu listopadowej pory. Dlatego, poprzez już prawie ogołocone z liści gałązki, Krystyna jako pierwsza dostrzegła całą złożoność sytuacji i ruszyła z odsieczą Przybylikowi... Wyrwała  Miecugowowi nieszczęsny patyk, połamała go na drobne cząstki i odrzuciła daleko , by następnie  zerwać z siebie jedwabny szal i tą zwiewną szmatką,, strzepać z biedaka, tak boleśnie doświadczonego przez Dyrektora, resztę  mrówek, nie robiąc mu przy tym większej krzywdy...Dziewczyny mogły się tylko bezradnie przyglądać temu zajściu, bo Krystyna przejęła całą inicjatywę... Wiga widząc, że w zasadzie jej obecność jest już zbędna i nie zważając na pozostałe koleżanki, zastygłe w osłupieniu, pogalopowała z powrotem do bloku, bo przypomniała sobie, ze wszystko zostawiły, także szczątki figurki, bez żadnego zabezpieczenia, a to ostatnie szczególnie leżało jej na sercu...Gnała po schodach, przeskakując po dwa stopnie i dziwiąc się swojej sprawności, szczęśliwie dotarła do mieszkania....
Na miejscu już przekonała się, że wszystko, poza bałaganem, wywołanym przez "Czarnego", jest w należytym porządku i nikt niepowołany tam nie zagościł.... Złapała jedno z pięknych pudełek, które stanowiło wyposażenie garderoby Qumci, wyjęła znajdujące się w nim szpilki Manolo Blahnika i o zgrozo (biedna Qumcia, gdyby to widziała!) , odrzuciła na podłogę... Pomyślała, że później je przymierzy, teraz miała inne, ważne zadanie do wykonania... Następnie pozbierała pieczołowicie gipsowe szczątki i powkładała z taka samą atencją do opróżnionego pudełka uważając, aby żaden diament  się przy tym nie zawieruszył...  Odszukała też te kamienie (były w kieszeni jej płaszcza) , które pozbierała z posadzki, po tym jak Qumcia rozsypała je w obecności   większego gremium... Zawinęła je w kawałek irchy, którą znalazła w stosie porozrzucanej garderoby, a która z pewnością służyła Qumci do czyszczenia jej zamszowych butów i również umieściła w pudełku...Teraz już tylko pozostało jej jego bezpieczne ukrycie. Odgarnęła patchworkową narzutę zdobiącą tapczanik w pokoju Aliny, która została własnoręcznie wykonana przez Celinę i którą pani Hania została obdarowana przez nią na ostatnie imieniny...Ukazała jej się spora przestrzeń, między podłogą, a spodem łóżka, chociaż wcześniej , a sprawiła to właśnie narzuta, wydawało jej się, że nie ma tam miejsca... Bez namysłu wsunęła głęboko pudełko, poprawiła kapę, aby zamaskowała otwór i odetchnęła zadowolona, że wobec tych wszystkich niesamowitych zdarzeń, przynajmniej na jakiś czas udało jej się zabezpieczyć  cenną zawartość pudła... Wróciła na pobojowisko i wtedy zauważyła na dywanie zdjęcie Giuseppe. Podniosła je i już bez emocji, wywołanych łzami Aliny, uważnie mu się przyjrzała...Uderzył ją jakiś fałsz w wyglądzie tego Latynosa... Niby ciemna karnacja, kruczoczarne włosy, ale niebieskie oczy i jaśniejsza ich oprawa, a także słowiańskie rysy, zupełnie nie pasowały do reszty... - "Wygląda jak ufarbowany blondyn" - pomyślała i zaintrygowana przypomniała sobie, że Krystyna robiła wrażenie, jakby już kiedyś go spotkała, albo przynajmniej zetknęła się z nim podczas swoich rozlicznych, dziennikarskich śledztw...Obiecała sobie w duchu, że wróci jeszcze do tej sprawy...
Jedno z okien dużego pokoju wychodziło na blokowy trawnik, ozdobiony feralnymi krzakami, przeto po tak dobrze wykonanej robocie, postanowiła sprawdzić, co dzieje się z innymi bohaterami tej historii... I wtedy stała się świadkiem scen jak z filmu akcji...Do grupki osób, które się tam kłębiły, gestykulując i pokrzykując (ich wrzaski docierały aż na drugie piętro), wąską, osiedlową uliczką podjechał z piskiem opon  samochód, który jako żywo przypominał ten z zeszłego ranka i którym to najprawdopodobniej posługiwali się bandyci, sprawcy wczorajszego zamieszania...Krystyna stała nieco z boku, otrzepując się z resztek mrówek, które i ją dopadły podczas tej interwencji, jakby ułatwiając zadanie porywaczom, albowiem jakiś zamaskowany osobnik, który z niego wyskoczył, wepchnął ją do auta, przy czym pomogły mu jeszcze czyjeś ręce drugiej osoby z samochodu, której już z wysokości drugiego piętra Wiga nie mogła dostrzec...Nawet gdyby kogoś ujrzała, nie byłaby w stanie go opisać, bo wszystko działo się błyskawicznie i auto, również z dzikim piskiem opon wystartowało i pomknęło dalej uliczką, która wychodziła na główna ulicę wylotową osiedla... - "Boże, porwali Krystynę" - Wiga zastygła teraz jak żona Lota i tępym wzrokiem, z góry patrzyła na również zastygłą gromadkę, której sprzed nosa uprowadzono koleżankę, a Przybylikowi - jego wybawczynię od razów i szaleństwa Dyrektora...

Celina siedziała sobie wygodnie w fotelu i popijała wodę, którą usłużnie dostarczył jej Tomasz, drugą szklankę trzymając w odwodzie na wypadek, gdyby jeszcze raz zasłabła...
Józio wachlował ją nie pierwszej czystości chusteczką z własnym monogramem, których to komplet podarowała mu jego matka na dwudzieste urodziny, każda na inny dzień tygodnia i z którymi nie rozstawał się w zasadzie nigdy, czasem je tylko odświeżając... Nowakowa jeszcze nigdy nie czuła się tak wspaniale, mając na usługach dwóch mężczyzn, jeden przystojniejszy od drugiego, dlatego pragnąc przedłużyć tę chwilę w nieskończoność, co jakiś czas wzdychała i przewracała oczami, jęcząc cichutko...Józio wtedy ze zdwojoną siłą machał chusteczką, aż sielankę tę przerwał niezwykły rumor i krzyki dobiegające z klatki schodowej...

Ostatnio edytowany przez Wiga (2008-06-30 23:02:19)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
BetonovĂŠ JĂ­mky BeneĹĄov w Warszawie pomiary oświetlenia poxipol wrocław psycholog Piła transport ziemi Piła